Zasłabnięcia, utraty przytomności, bóle w klatce piersiowej - takie objawy miał mieć marszałek. Wówczas nawet leki nie pomagają, pojawia się ryzyko zgonu i stąd konieczna jest operacja. Według "Gazety Polskiej" Komorowski trafił do Instytutu Kardiologii w Aninie 23 kwietnia. Nocą został poddany zabiegowi ablacji, czyli zniszczenia wysoką temperaturą chorego fragmentu mięśnia serca.
Instytut Kardiologii nie wypowiada się w tej sprawie. Według nieoficjalnych informacji marszałka miał operować m.in. szef Pracowni Elektrofizjologii w Aninie doc. Łukasz Szumowski. To lekarz znany z przeprowadzania skomplikowanych zabiegów. Jego doświadczenie było gwarantem, że marszałek uniknie powikłań.
Otoczenie prezydenta elekta przekonuje jednak, że Bronisław Komorowski jest zdrowy. - Śledziliście przecież niemal każdy jego krok podczas kampanii. Czy wyglądał na chorego, zmęczonego człowieka? Gdyby był chory, nie wytrzymałby morderczego tempa pracy, jakie ma od 10 kwietnia - mówi "SE" posłanka Małgorzata Kidawa-Błońska.
Sam prezydent elekt milczy o swoim stanie zdrowia. Choć nie do końca. W październiku ub. roku był na otwarciu oddziału intensywnej terapii w Aninie. Przypomniał wtedy, że był pacjentem Instytutu. - Dla mnie był to moment, w którym mogłem utrwalić swoje głębokie przekonanie, że to jest rzeczywiście stolica ( ) bardzo skutecznego działania w obszarze kardiochirurgii i kardiologii - powiedział.
Dwa lata temu "SE" pisał, że marszałek przebywał w Aninie na intensywnej terapii. Wówczas jego współpracownicy tłumaczyli, że to tylko przemęczenie i rutynowe badania. Jak było tym razem?