Po zwolnieniu Ryszarda Wieczorka z posady trenera Górnika Zabrze, jak grom z jasnego nieba spadła na cały piłkarski Śląsk wiadomość, że Marcin Brosz (35 l.) jest wśród kandydatów na szkoleniowca "Górników". Sam zainteresowany nie ma jednak zamiaru komentować całego zamieszania. - Zostawmy sprawę mojego przejścia do Górnika w spokoju. Nie chcę poruszać tego tematu - ucina Brosz, który ma kontrakt z bielskim klubem do czerwca przyszłego roku.
- Ostatnio sporo było zamieszania wokół pana osoby.
- Koncentruję się tylko na pracy w moim obecnym klubie. Nie chcę wypowiadać się o tym całym zamieszaniu i moim przejściu do Górnika Zabrze. Mogę odpowiadać tylko na pytania związane z grą Podbeskidzia. Poza tym nie mamy o czym rozmawiać.
- W takim razie co zrobić, żeby utrzymać fotel lidera?
- Bycie na pierwszym miejscu nie jest łatwe. I liga jest bardzo wyrównana, trzeba uważać na każdego. Nie zawsze wszystko nam wychodzi, co pokazał sobotni mecz z gorzowskim GKP (bielszczanie zremisowali 0:0 - red.). Nie można jednak narzekać. Rozegraliśmy 9 spotkań, mamy na koncie tylko jedną porażkę z Zagłębiem Lublin (1:3), więc nie ma powodu, żeby robić tragedię z remisu.
- Czy pański spokój pomoże drużynie odnieść sukces?
- Nie zawsze jestem spokojny. Czasem jest nerwowo i gramy na dużym stresie. Jednak konsekwentnie budujemy potęgę naszego klubu. W ciągu 1,5 roku zrobiliśmy ogromny skok, jakiego nie udało się innym wykonać przez 10 lat. Władze miasta to doceniają i dlatego inwestują w klub i pomagają. Buldożery już wjechały na teren stadionu, niedługo ruszy budowa. Niestety, stracimy atut własnego boiska, na którym jeszcze nie przegraliśmy w tej rundzie.
- Wszyscy zastanawiają się, gdzie dojdzie Podbeskidzie w tym sezonie.
- Jesteśmy dopiero na półmetku rundy jesiennej. Ciężko cokolwiek powiedzieć. Jest jeszcze kawał drogi przed nami, ale w ubiegłym sezonie udowodniliśmy, że liczymy się w walce o awans. Teraz chcemy powtórzyć osiągnięcie z poprzednich rozgrywek i postawić kropkę nad "i".