Referendum warszawskie, choć zorganizowane z inicjatywy Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej, dawno już zostało zawłaszczone przez PiS oraz PO. Członkowie partii Jarosława Kaczyńskiego z całych sił zachęcają mieszkańców Warszawy, aby udali się do urn i zagłosowali przeciwko Hannie Gronkiewicz-Waltz. Z kolei partyjni koledzy urzędującej pani prezydent próbują namówić warszawiaków do pozostania w domach.
ZOBACZ: Kaczyński jak chorągiewka. Raz za, raz przeciw referendum
Uprawniony do głosowania są nie tylko osoby zameldowane w Warszawie, ale również ci, którzy mieszkają w lokalach wynajętych. Aby dopisać się do spisu wyborców, należy jak w przypadku wyborów parlamentarnych, złożyć w urzędzie dzielnicy odpowiednie dokumenty.
Z informacji podanych przez "Nasz Dziennik" wynika jednak, że nie jest to wcale łatwe. Zdaniem gazety, osoby chcące złożyć stosowne zaświadczenia, są przez urzędników straszone najściem policji i straży miejskiej.
- Robiono wszystko, byśmy się nie dopisały do listy wyborców - relacjonuje w "Naszym Dzienniku" pani Beata, która próbowała dopisać się do spisu w urzędzie Dzielnicy Rembertów m.st. Warszawy.
ZOBACZ: Do referendum sześć dni! Zobacz, jak zagłosuje Warszawa!
Kobieta przyznała, że wspólnie z koleżanką zaostały ostro i ryugorystycznie potraktowane przez urzędniczkę, która nie dość, że zażądała od nich umowy o najmu mieszkania, to jeszcze straszyła najściem policji nawet po terminie referendum.
- Oczywiście mówiła, byśmy składały wniosek, ale podkreśliła, że w przypadku podania przez nas adresu, a to jest konieczne, policja będzie sprawdzała, czy rzeczywiście tutaj mieszkamy - dodała pani Beata.
Jednak, zgodnie z ordynacją wyborczą, władze mają prawo weryfikować deklaracje składane przez osoby dopisujące się do listy wyborców.
- Mamy coraz więcej sygnałów, że władze Warszawy poprzez swoich urzędników robią wiele, by urudnić dopisanie się do liczby głosujących - potwierdził radny PiS, Maciej Wąsik.