Jak wynika z informacji "Gazety Wyborczej", Brunon K. rozważał kilka wariantów zamachu. Jednym z nich był równoczesny atak na Sejm i na te dwie znane osoby. Jak chciał go zrealizować? Śledczy nie zdradzają szczegółów. Wiadomo jedynie, że chciał tym spowodować chaos w kraju.
Monika Olejnik tymi informacjami była wczoraj wyraźnie poruszona. - To, co miałam w tej kwestii do powiedzenia, powiedziałam w Radiu Zet - rzuciła nam do słuchawki. W radiowym wywiadzie nie kryła zdenerwowania. - Po co się drukuje takie informacje, bo nie wiem, czemu to służy i jaki to ma sens? Po to, żebym ja się bała? Żeby moja rodzina bała się o mnie? - pytała Olejnik.
Jej zdaniem o zagrożeniu powinna ją poinformować Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. - Jeżeli byłam na liście Brunona K., to chciałabym wiedzieć, od kiedy byłam na tej liście i dlaczego ABW nie dała mi ochrony, skoro było to realne zagrożenie - mówiła Olejnik.
O tym, że realne zagrożenie zamachami jednak było, mówi "Super Expressowi" poseł z komisji ds. służb specjalnych Stanisław Wziątek (53 l., SLD). To właśnie na posiedzeniu tej komisji ABW miała poinformować o ewentualnym ataku na Olejnik i Gronkiewicz. - Nie potwierdzając ani nie zaprzeczając doniesieniom "GW", mogę powiedzieć, że na liście Brunona K. były też inne osoby poza tymi, o których informowano wcześniej. Zamach był przygotowywany ze starannością, a jego skutki mogły być tragiczne. Brunon K. miał fachową wiedzę i przygotowanie do aktów terrorystycznych, interesował się zamachami na świecie. Zgromadzenie 4 ton materiałów wybuchowych było dla niego drobiazgiem - mówi nam Stanisław Wziątek.
Przypomnijmy. Brunon K. został zatrzymany 9 listopada. Planował wysadzić w powietrze Sejm, a w nim najważniejsze osoby w państwie.