Brzydal do walki z korupcją, czyli tajemnice nowego szefa CBA

2009-10-16 19:55

Nienawidzi go SLD, nie cierpi i dybie na jego życie mafia. Od kiedy na jaw wyszło, że będzie szefem CBA, boją się go ludzie Mariusza Kamińskiego. Kim jest insp. Paweł Wojtunik (37 l.), najmłodszy dyrektor CBŚ, niedoszły oficer łącznikowy polskiej policji w Londynie, przykrywkowiec - wychowanek gen. Adama Rapackiego?

O takich jak Paweł Wojtunik w służbach nie mówi się inaczej jak "młody pistolet" - szybki, celny i niebezpieczny. - Szybki bo młody i energiczny. Celny i niebezpieczny, gdyż jest ambitny i dążąc do celu podobno nie zważa na przeciwności, liczy się tylko efekt końcowy - mówi jeden z oficerów służb. - Ale myli się ten, kto z tymi cechami łączy brak doświadczenia, lekkomyślność i niepotrzebne ryzyko - to już nie w wykonaniu tego faceta.  

Mama chciała, by został prawnikiem

Gdy w 1992 r. Wojtunik po roku studiów na Politechnice wstąpił do policji, by jak twierdzi realizować marzenia i powołanie, zdziwili się wszyscy najbliżsi z rodzinnych Białobrzegów. - Mama ciężko to przeżyła - przyznaje były już szef CBŚ. - Zawsze chciała, bym został prawnikiem, a ja wybrałem policję, następczynię znienawidzonej milicji.

Cztery lata później Wojtunik jest już oficerem biura pezet (do walki z przestępczością zorganizowaną) Komendy Głównej Policji, ale kończy - zgodnie z oczekiwaniami rodziców - prawo. Do KGP trafia prosto z policyjnej uczelni w Szczytnie (złośliwi podejrzewają go o protekcję). Tam bowiem jego prace na temat zorganizowanej przestępczości przykuwają uwagę wykładowców. Jeden z nich, jednocześnie oficer pezetów przedstawia go Adamowi Rapackiemu z KGP, późniejszemu twórcy CBŚ. - Start w pezetach, bez żadnego doświadczenia był czymś nowym, nigdy wcześniej nie praktykowanym w KGP. Ale dano mi tę szansę i tak młody zostałem rzucony od razu na głęboką wodę - przyznaje Paweł Wojtunik.

Znienawidzony przez lewicę

Od tamtej pory jego zawodowe losy niemal cały czas związane są z Adamem Rapackim, który dla młodego policjanta spod Radomia był najpierw nauczycielem, potem zaś stał się dobrym kolegą i szefem. - Adam go ukształtował - tłumaczy ich wspólny kolega.

- Pragmatyczny zawodowiec, który nie da się uwikłać w żadną politykę - mówi dziś gen. Adam Rapacki o Wojtuniku.

Potwierdzają to inni i w związku z jego przejściem do CBA upatrują tu nowe ponoć bardzo realne zagrożenie dla premiera Donalda Tuska. - Gdy chodzi o dobro sprawy Wojtunik nie da się wziąć pod but. Poprowadzi ją do samego końca, jego lub jej - cytuje fragment kultowego filmu "Psy" jeden ze śląskich prokuratorów, swego czasu pracujący przy sprawach CBŚ. 

Dowieść tego Paweł Wojtunik miał okazję w 2003 r. gdy po rozbiciu gangu pruszkowskiego, w czym uczestniczył już jako oficer powstałego właśnie CBŚ, dowodził grupą policjantów, rozpracowujących gang ze Starachowic. Na jaw wówczas wyszło, że przestępcy handlujący w Świętokrzyskim bronią są powiązani z politykami rządzącego wówczas SLD. Gdy po przeciekach polityków lewicy ludzie Wojtunika znaleźli się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, ten nie przerwał operacji. Ostrożnie, ale pomimo to dalej prowadził grę z przestępcami. Po pewnym czasie rozpracowywany przez policję gang zaczął podejrzewać jednego z przykrywkowców o to, że jest stróżem prawa. Przygotował jego porwanie i zaplanował egzekucję. Wtedy Wojtunik tak pokierował akcją, że jego członkowie nie dość, że nie mieli możliwości uprowadzić swej ofiary (zabrakło im czasu i okazji), to jeszcze bez jednego strzału wpadli w sidła CBŚ. Zaraz potem w policyjną pułapkę wpadli też politycy lewicy, którzy współpracowali z gangsterami, a sprawa przedostała się do mediów wywołując ogromną burzę. Koniec końców akcja zakończyła się sukcesem, choć za karę na zesłanie do Wilna w roli oficera łącznikowego polskiej policji wyjechać musiał Rapacki.

- Można było nie robić tej sprawy do końca. Wystarczyło zgarnąć gangsterów, a polityków zostawić w spokoju, ale to nie z Pawłem. On by na to nie poszedł. Dla Pawła bandyta to bandyta, nieważne, czy to gangster, czy polityk - wspomina jeden z uczestników operacji starachowickiej. - Od tamtej pory lewica go nienawidzi. 

Jest brzydki i dobrze udaje gangstera

W nocy ze środy na czwartek, gdy zaczął on przejmować obowiązki szefa CBA, nagle przed jego blokiem pojawiły się policyjne radiowozy. Nieumundurowani funkcjonariusze do rana stali na posterunku. Tuż przed północą ku zdziwieniu sąsiadów nowego szefa Biura do domu odwiozła kolumna opancerzonych terenowych mercedesów BOR (zwykle z pracy wracał metrem). Rano MSWiA tłumaczyło, że z powodu tego, czym zajmował się w ostatnich latach, Paweł Wojtunik, teraz, gdy jego wizerunek jest publiczny, wraz z rodziną może się stać celem dla członków polskiej mafii. Mało kto poza policją wie bowiem, że Wojtunik nie tylko dowodził operacjami specjalnymi, w których policjanci pod przykryciem wchodzili do gangów, ale i sam przez lata infiltrował świat przestępczy, podszywając się pod gangsterów różnej maści. Raz nawet takiej operacji omal nie przypłacił życiem, gdy jeden z przestępców chciał go zabić przy pomocy profesjonalnej kuszy. Mężczyzna ten siedzi dziś w więzieniu za morderstwo ciężarnej narzeczonej, której ciało zmielił w przemysłowej mielarce. W czasach pracy pod przykryciem Wojtunik w walce z polskimi gangami pomagał nawet niemieckiej policji BKA, amerykańskiemu FBI i DEA oraz służbom kilku innych krajów, dzięki czemu do dziś ma z nimi wyśmienite kontakty.

- Wygląda jak bandzior i świetnie odgrywał rolę typowego bandziora - mówi jeden z jego byłych kolegów. - Wzbudzał w gangsterach szacunek i respekt. Tylko u gangsterskich kobiet nie miał powodzenia, bo jest brzydki i bardzo się go bały.

Ucieka do rodziny

Bardzo zadowolona była z tego jego żona Aneta (36 l.), przez wiele lat pracownik opieki społecznej, z którą ma dwie ukochane córki Adriannę (12 l.) i Amelię (3 l.). Zawsze bała się o jego bezpieczeństwo podczas akcji, ale wytrzymała czas, gdy na kilka tygodni, a nawet miesięcy znikał z domu, by żyć wśród gangsterów i udawać przestępcę. Teraz w każdej wolnej chwili próbuje to wynagrodzić nakjbliższym.

- Z towarzyskich spotkań ludzi z "firmy", których sam na początku był inicjatorem, Paweł ucieka bardzo szybko, oczywiście do domu. "Mam dla nich tak mało czasu, pojadę już" tłumaczy zawsze i już go nie ma - mówi jeden z jego kolegów z CBŚ.

Wiosną 2007 r. już jako zastępca dyrektora CBŚ zostaje odstawiony na boczny tor przez ówczesnego szefa Jarosława Marca i wyjeżdża do Londynu, by przygotowywać się do funkcji oficera łącznikowego przy Scotland Yardzie. To właśnie rozłąka z rodziną i tęsknota za bliskimi były głównymi powodami, dla których przy pierwszej nadarzającej się okazji po kilku miesiącach wraca do Polski, ściągnięty przez Władysława Stasiaka, wówczas szefa MSWiA w rządzie PiS, którego politycy do dziś mają o nim doskonałą opinię. Już w grudniu znów zostaje szefem polskiego FBI. Był nim do wtorku.

Strach w CBA


Gdy w ubiegłym tygodniu pojawiły się pierwsze pogłoski, o tym że szef CBŚ zastąpi Mariusza Kamińskiego na wielu funkcjonariuszy CBA padł blady strach. W siedzibie biura rozdzwoniły się telefony z pytaniami do znajomych, nawet dziennikarzy: jaki jest Wojtunik i czego można się po nim spodziewać? Na wieść o tym, że oficer policji bardzo krytycznie ocenia pracę CBA, wielu jego agentów zaczęło szukać innej pracy. Część złożyła raport i przeszła na emeryturę. Dywagacje na temat planowanej nominacji trwały aż do wtorku, gdy premier oficjalnie powołał go na miejsce Kamińskiego.

Wbrew obawom nowych podwładnych już pierwszego dnia Wojtunik zapowiedział, że najważniejsza jest dla niego ciągłość funkcjonowania CBA. Ale zadania łatwego mieć nie będzie. - Wchodzi w gniazdo os - mówi jeden z oficerów CBŚ. - Będzie musiał dobrać nowych współpracowników na kluczowe stanowiska. To typ faceta, który każdą sprawę dociekliwie i szczegółowo drąży do samego spodu, by mieć pewność, że jest przeanalizowana z możliwie każdej strony, dlatego tacy sami ludzie będą mu potrzebni, by go wspierać i pomagać.

Wojtunik jest uważany za jednego z najlepszych w Polsce specjalistów od operacji specjalnych, prowokacji i przenikania do przestępczych struktur. W latach 90 był wielkim zwolennikiem wprowadzenia zakupu kontrolowanego. Potem kontrolował przebieg takich akcji, organizował je i nadzorował. Znający go oficerowie służb twierdzą, że Biuro czeka nowa jakość pracy.

- Teraz dopiero się zacznie. W CBA mają przeje... - komentuje jego dawny kolega z czasów operacji specjalnych CBŚ, dziś w Kontrwywiadzie Wojskowym. - Dla byłych policjantów, którzy są w CBA i którzy znają się na tej robocie, będzie to powrót do normalności i głęboki oddech. Dla młodych, bez doświadczenia, którzy dopiero zaczynają idą ciężkie czasy. Nie pozwoli im na żadną partyzantkę.

- Nie pozwoli na żadną akcję, która nie będzie pod kątem formalno-prawnym przygotowana bez zarzutu. Jeśli środowisko polityczne pozwoli mu normalnie pracować, to mamy gwarancje, że zrobi wszystko, co może, jak może najlepiej, aby wykonać swoje zadanie - mówi jeden z byłych szefów CBŚ.

- Moją ambicją jest, aby CBŚ było największą i najlepiej zorganizowaną grupą. Za którą stoi państwo i prawo - powiedział w wywiadzie dla "Dziennika" w marcu ubiegłego roku Wojtunik. Czy takie będzie teraz pod jego rządami Centralne Biuro Antykorupcyjne? Czy Tusk zdoła utrzymać pistolet, który właśnie sam naładował?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają