Osiedle przy ul. Reymonta powstało zaledwie sześć lat temu. Od samego początku mieszkańcom towarzyszy koszmarny pech. Najpierw zbankrutował deweloper, który budował osiedle, a potem okazało się, że nie ma na nim wielu planowanych rzeczy. Obok jest rozpoczęta budowa, wszędzie kurz, walają się fragmenty betonu, a o miejscach parkingowych w ogóle nie ma co marzyć, bo parking w ogóle nie powstał. Na Reymonta mieszka dużo dzieci. Niestety, nie mają żadnego bezpiecznego miejsca do zabawy! Rodzice wydzierżawili od miasta kawałek terenu tuż za domami i na własny koszt zrobili tam plac zabaw. Postawili kolorową zjeż-dżalnię i drewniane drabinki.
- Miasto chce nam wymówić dzierżawę tego terenu. Nie wiem, gdzie będą się bawić nasze dzieci! Dookoła jest po prostu niebezpiecznie - mówi z goryczą Anna Kaczmarek (32 l.). - Na budowie obok zbiera się okoliczna młodzież, która pije wieczorami, na osiedlu pełno żelastwa i betonu. Zgroza! - załamuje ręce kobieta.
Dlaczego tak jest? Bo urzędnicy postawili lokatorom warunek: co najmniej połowa mieszkańców musi się zameldować na osiedlu, w przeciwnym razie nie zasługują na dzierżawę placu. Bezpieczeństwo dzieci niewiele ich obchodzi!
- My jesteśmy zameldowani. Prosiliśmy sąsiadów, by zrobili to samo, ale przecież nie możemy nikogo zmusić - mówi Zdzisław Woch (43 l.). - Urzędnicy powinni nam pomóc, przecież widzą, w jakiej jesteśmy sytuacji! - denerwuje się.
- To rada miasta zdecydowała, że przedłuży tym ludziom dzierżawę, jeśli się zameldują, aby ich podatki trafiały do miejskiej kasy - twierdzi burmistrz Robert Perkowski (33 l.). - Mogą teraz ewentualnie dzierżawić teren po normalnych rynkowych stawkach, zresztą tak jak każdy - tłumaczy beztrosko.
Czyli kilkanaście razy więcej niż wynosi aktualna stawka. Jak widać, miasto Ząbki woli zarabiać, niż dbać o bezpieczeństwo najmłodszych!