Nawet najbardziej nieśmiałe dziewczyny, które nie mają odwagi bezpośrednio flirtować z chłopakami, mogą znaleźć tego jedynego wymarzonego.
- Gdy wrzucałam tę butelkę do morza w Mielnie, nie liczyłam, że ktoś ją znajdzie i przeczyta mój list. A do tego, że zrobi to facet, potraktuje list poważnie i do mnie zadzwoni - mówi Małgosia, wciąż nie do końca wierząc w to, co ją spotkało.
- Odebrałam telefon i w słuchawce usłyszałam dźwięczny, bardzo męski głos. Powiedział, że ma na imię Marek, jest z Krakowa i szuka dziewczyny. A butelka wpadła mu pod nogi, kiedy samotnie, już po zachodzie słońca, poszedł nad morze posłuchać szumu fal - opowiada szczęśliwa Gosia. - Już wtedy wiedziałam, że na pewno będzie mi się podobał - dodaje z uśmiechem.
Marek zaproponował Gosi spotkanie na plaży. Miała go poznać po słomkowym kapeluszu. - Wyglądał bosko. Opalony, uśmiechnięty i te jego pięknie niebieskie oczy. Spacerowaliśmy, brodząc w morzu. Potem poszliśmy do knajpki na mieleńskiej promenadzie. Marek kupił mi różę. Było cudownie - mówi rozanielona Gosia.
Marek też Małgosią jest zachwycony. - Mieszkam daleko, ale ta znajomość nie skończy się po wakacjach. To, że w ogóle się poznaliśmy, to znak, że cuda się zdarzają, że dwie połówki gdzieś istnieją i można je znaleźć - mówi chłopak.