"Super Express": - Spodziewał się pan tak twardego stanowiska premiera Silvio Berlusconiego w obronie kandydatury Mario Mauro na przewodniczącego Europarlamentu?
Mikołaj Dowgielewicz: - Nie. Osobiście miałem nawet nadzieję, że premier Włoch wycofa kandydaturę pana Mauro. Z rozmów, które przeprowadziliśmy, wynika jednak, że Berlusconiemu chodzi nie tyle o fotel przewodniczącego, ale raczej o utrzymanie tej kandydatury jako części strategii, która ma przynieść efekt w innych rozgrywkach personalnych. Nie chcę mówić, że Rzymowi na Mauro nie zależy, ale jest kilka celów, które Berlusconi wskazał jako ważniejsze.
- Wydawało się, że Polsce także chodzi o objęcie odpowiedniej funkcji na przykład w Komisji Europejskiej.
- Negocjacje są dla nas lepsze, niż się spodziewaliśmy. Okazało się, że PO i PSL mogą liczyć nie tylko na szefa Europarlamentu. Stanowisko dla Jerzego Buzka nie wyklucza tego, że możemy liczyć na jedną komisję parlamentarną oraz kilka innych ważnych stanowisk.
- Czy nie jest tak, że obejmując stanowisko przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, które jest raczej prestiżowe niż merytoryczne, zmniejszamy swoje szanse na objęcie istotnej teki już nie w PE, ale w Komisji Europejskiej?
- Proponuję, żeby skończyć z polskim fatalizmem. Sami sobie wmawiamy, że wygrywając fotel przewodniczącego nie dostaniemy innych stanowisk. To nieprawda. Zwracam uwagę na przykład hiszpański. Kiedy Javier Solana pełnił funkcję Wysokiego Przedstawiciela Komisji ds. Polityki Zagranicznej, szefem Parlamentu Europejskiego był jego rodak Josep Borrell, a istotnym komisarzem ds. wspólnej waluty Joaquin Almunia. Nie muszę dodawać, że Hiszpania to kraj wielkości Polski. Walczmy zatem o to, by Polska uzyskała w Komisji Europejskiej ważną tekę niezależnie od stanowiska Jerzego Buzka.
- Takim fatalistą jest np. Jacek Saryusz-Wolski, który twierdzi, że w brukselskich negocjacjach mamy określoną liczbę "żetonów". Im więcej wydamy ich na Buzka, tym mniej zostanie na inne funkcje. Porównanie z Hiszpanią też nie jest do końca trafne. Solana trafił do UE z NATO i był od dawna traktowany raczej jako eurokrata niż Hiszpan
- Owszem, tu nie chodzi o szczegółowe porównywanie się z Hiszpanami. Nie wmawiajmy sobie jednak, że będzie gorzej niż może być w rzeczywistości. W tych negocjacjach zostało jeszcze wiele niewiadomych. Pozytywnym sygnałem jest dla nas wybór Barroso na kolejną kadencję szefa Komisji Europejskiej. Co prawda, tworzenie Komisji musi on rozpocząć dość szybko, ale z zasadniczymi decyzjami i tak poczeka do jesieni, do wyniku referendum w Irlandii. I dopiero wówczas odbędą się szczegółowe negocjacje dotyczące stanowisk komisarzy.
- Czy wybór Barroso faktycznie jest dla nas tak pozytywny? W rozmowie z "Super Expressem" Hugo Brady z think tanku Centre for European Reform sugeruje, że szef Komisji z małego kraju oznacza brak istotnego stanowiska dla któregoś z dużych państw. Barroso w zamian za poparcie będzie musiał się odwdzięczyć Francuzom, Brytyjczykom, Niemcom, Włochom
- Podam przykład. Komisarz ds. rynku wewnętrznego może mieć teraz zupełnie inne kompetencje niż w przeszłości. Nazwy stanowisk nie muszą zatem oddawać ich znaczenia. O rozdziale tek i zadań, które będą podlegały komisarzom, zadecyduje przewodniczący Barroso dopiero jesienią. To, jakie stanowisko obejmie Polska, zależeć będzie przede wszystkim od kwalifikacji naszego kandydata. Po wczorajszych rozmowach premiera Tuska z Barroso mogę jednak powiedzieć, że Polska powinna uzyskać zadowalające miejsce w Komisji.
- Mówi pan, że atrakcyjne nazwy kolejnych tek w Komisji Europejskiej nie muszą oznaczać dużych kompetencji. Trudno jednak wyobrazić sobie radość premiera Tuska, gdyby istotne stanowiska przypadły największym krajom UE. A Polska usłyszałaby: macie już przewodniczącego Europarlamentu, to obsadzicie zaszczytną komisję ds. wielojęzyczności
-W ogóle nie dopuszczam takiego scenariusza. Gdy mówimy o Januszu Lewandowskim, czy w ogóle o trzech naszych kandydatach, wiadomo, że są to politycy z górnej półki w Europie. Każdy z nich może myśleć o najważniejszych tekach. A te nie do końca rozdzielane są według tego, jaką naklejkę mają z tyłu na samochodzie, jaką narodowość reprezentują.
- Na ile Platforma może liczyć w tych negocjacjach na poparcie pozostałych polskich partii w Europarlamencie?
- Chcę podkreślić, że bardzo pomógł nam prezydent Lech Kaczyński. Zadeklarował poparcie dla Barroso, co od razu ustawiło negocjacje w innym świetle, zarówno w sprawie komisarzy, jak i pozycji Jerzego Buzka. W Brukseli wspiera nas też PiS, ale niezwykle ważne jest, by zdecydowało się na to także SLD w ramach frakcji socjalistów. Wiem, że będzie to dla nich trudniejsze, ale liczę na ich aktywność.
Mikołaj Dowgielewicz
Szef Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej