- To nie ja zrobiłem - powtarzał wciąż Krzysztof K. (42 l.), kiedy w sobotni ranek policjanci prowadzili go na przesłuchanie do Prokuratury Rejonowej w Stalowej Woli (woj.podkarpackie). To samo powiedział śledczym. - Przyznał się jedynie, że mocno się zdenerwował, zaczął kłócić się z synem. Krzyczał na niego i zdemolował mieszkanie - mówi Barbara Bandyga, szefowa Prokuratury Rejonowej w Stalowej Woli. W niedzielę pamięć zaczęła wracać zwyrodnialcowi. - Nie wykluczam, że tak się stało. Mogłem to zrobić - przyznał się przed sądem, który zdecydował o trzymiesięcznym areszcie dla niego.
>>> Konin: Nielegalna rozlewnia alkoholu zlikwidowana
Jak to możliwe, że ojciec, dotąd w opinii sąsiadów uchodzący za dobrego człowieka, robi coś takiego?! - Przegrywał z wódką. Pił i szalał. I to coraz częściej - mówi jego kolega z bloku przy Okulickiego, w którym doszło do tragedii.
Kilka godzin przed tragedią Krzysztof K. wyszedł z cegielni, gdzie pracował na nocną zmianę jako ochroniarz. Postanowił napić się wódki z kolegami. Potem wrócił do domu. Był pijany, miał ponad 2 promile alkoholu we krwi, gdy pojawił się Norbert. Ze szkoły odebrała go matka i odprowadziła pod klatkę, idąc do pracy w barze mlecznym. Zawsze tak robili, dzieląc się obowiązkami. Matka nie wiedziała jednak, że w domu czeka na chłopca pijana bestia.
Wyrzucił Norberta za okno, jak śmiecia. Całe szczęście siłę upadku z czwartego piętra zamortyzowało drzewo. Chłopiec, nim stracił przytomność, miał powiedzieć ratownikom - tatuś mnie wyrzucił z balkonu.
- Mężczyzna usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa oraz spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu - dodaje prokurator Bandyga.
Chłopiec wciąż leży na OIOM-ie szpitala w Tarnobrzegu. Lekarze są spokojni o jego życie. Nie pozwalają jednak na przesłuchanie dziecka - bierze zbyt silne leki.