W wyniku wybuchu młody mężczyzna stracił dłoń i niemal wszystkie zęby. - Z petardami nie ma żartów - ostrzega teraz poważnym głosem okaleczony do końca życia 24-latek.
- Byłem głupi - mówi dziś Mirosław Milanowski (24 l.) z Żarnowa Pierwszego (woj. podlaskie), który już zawsze będzie pamiętał sylwestrowy wieczór 2008 r. Mężczyzna, aby wystrzałowo powitać Nowy Rok, przygotowywał pokaz sztucznych ogni. W tym celu kupił w sklepie gotowe fajerwerki i zaopatrzył się w kilka metalowych rurek i proch strzelniczy. Z tych elementów skonstruował petardę, która równo o północy miała wspaniale rozświetlić niebo nad jego rodzinną wsią. Niestety, gdy kończył pracę przy petardzie, ta nagle eksplodowała mu w rękach. Potężny huk wstrząsnął całą okolicą. Tysiące odłamków uderzyły go prosto w twarz, raniąc ją okrutnie i wybijając niemal wszystkie zęby, a z jego prawej dłoni został tylko krwawy strzęp. Rok po wypadku Mirek wstydzi się mówić o szczegółach: - Proch był zbyt suchy - wspomina tylko poważnym głosem. Dziś w miejscu prawej dłoni nosi niewygodną protezę, nie ma zębów i czeka na operację plastyczną. Na zawsze może zapomnieć o pracy w wyuczonym zawodzie mechanika samochodowego.
Mam 300 zł renty, pomagam ojcu w gospodarstwie i jakoś sobie radzę - mówi skromnie i ostrzega: - Fajerwerki są piękne, ale trzeba z nimi bardzo uważać. Niestety, zbyt późno się o tym przekonałem - dodaje smutno młody inwalida.
Zobacz, jak petarda rozrywa kurczaka