- Chcę poruszyć ten temat, żeby nasza walka nie poszła na marne - wyznaje nam Karczyński. Długo się wahał, bo emocje wciąż są w nim silne.
Wchodzą w rolę Boga
Postanowił opowiedzieć swoją dramatyczną historię, gdy w Anglii sędziowie i lekarze zdecydowali, że dalsze podtrzymywanie życia Alfiego nie ma sensu, wchodząc tym samym w rolę Boga. - Kto teraz poniesie odpowiedzialność za to, że to dziecko jednak oddycha, żyje? Odłączono je od respiratora i miało przecież umrzeć. Oczywiście nikt - mówi z goryczą. A przecież on sam też przeżył podobny koszmar. Jemu też lekarze mówili, by odłączył syna od aparatury, że powinien pozwolić mu umrzeć.
Syn byłego rzecznika ABW, Marcel, urodził się z rzadką wadą genetyczną, defektem chromosomu X. Często trafiał do szpitala, ale przy jednym z kolejnych pobytów jego stan znacząco się pogorszył. - Sugerowano mi, na co powinienem się zdecydować. Miałem wątpliwości, byłem załamany, miałem pretensje do Boga. Ale byli też lekarze, którzy mówili, żebyśmy walczyli. I my walczyliśmy - przyznaje, nie kryjąc emocji. Poruszył niebo i ziemię, zbierał pieniądze, wierzył do końca. - Dałbym wszystko, żeby mój syn żył - dodaje wzruszony.
Oczy mojego syna
Rodzice chorych dzieci dostrzegają często to, czego nie potrafią zobaczyć inni: ledwie zauważalne ruchy, minimalne gesty. - Lekarze nie widzieli tych oczu, które my widzieliśmy, nie widzieli tych reakcji. Widzieli medyczną teorię i praktykę - mówi Karczyński. - Zdawałem sobie sprawę, że mój syn może cierpieć, ale widziałem w jego oczach, jakby chciał powiedzieć: nie zabijajcie mnie! - przyznaje. Synek umierał mu na rękach, Karczyński wiedział jednak, że zrobił wszystko, co w jego mocy, by on żył. - Mój synek, gdy umierał, przed ostatnim tchnieniem otworzył oczka. Miałem wrażenie, że mówi do nas "dziękuję, że jesteście przy mnie, dziękuję, że mnie nie zabiliście" - wspomina łamiącym głosem.
- Wiem, że rodzice w takiej sytuacji mogą odczuwać i zachowywać się irracjonalnie, ale mają do tego pełne prawo i nie wolno ich tego prawa pozbawiać. Tym, co uważają inaczej, proponuję, aby wyjęli "wtyczkę życia" swoim dzieciom. Wtedy może zrozumieją rodziców Alfiego. Domyślam się, że chodzi o ratunek, cud, ale również poczucie, że zrobili wszystko, aby uratować swojego synka. Że wykorzystali wszystkie możliwości. Tych możliwości pozbawił ich sąd - mówi już stanowczo.
Nie odbierajcie rodzicom nadziei!
Pojawiły się głosy, że podtrzymywanie życia w przypadkach takich jak mały Alfie to fałszywe rozbudzanie nadziei. Ale dlaczego ktokolwiek miałby ją odbierać rodzicom? Decyzję Karczyńskiego uszanowano, ale ile jest takich historii, gdy głos rodziców ginie w zalewie rzekomo racjonalnych pouczeń ludzi, którzy nigdy się nie zmierzyli z takim wyzwaniem? - Uważam, że jeśli rodzice walczą, nie powinno im się odbierać nadziei. Rodzic widzi i czuje więcej, niż lekarz wie. Sąd to bezduszna instytucja, która po jednej rozprawia ma następną. Nie ma czasu na refleksję czy empatię. Suche dowody mają decydować o losie nie tylko dziecka, ale też rodziców, bo to oni na końcu zostaną sami - kwituje Karczyński.