- W każdym razie wszystko kręci się wokół seksu i miłości. Tak samo jest z miłością pana Marcinkiewicza. Stracił nad tym kontrolę. Zakochał się i się cieszy, i bardzo dobrze, że się cieszy - mędrkuje w wywiadzie dla dziennika.pl Hołdys w kapeluszu. - Ma udawać nadętego buca, skoro jest szczęśliwy i zakochany? Problemem było natomiast towarzystwo, w którym się obracał. Wszyscy okazali się prostakami i skoczyli mu do gardła, mówiąc, że się skończył i skompromitował. Jak to się skompromitował? Bo się zakochał? - cynicznie zadaje pytania muzyk.
W sumie nie ma co się dziwić jego poglądom. Jako muzyk rockowy przywykł do zwyrodniałych zachowań. Sam chwali się choćby tym, że za kołnierz nie wylewał. W dodatku nazywa siebie "pokoleniem alpagi".
- (...) mam w domu ze 100 różnych butelek, a nie piję od ponad 20 lat - i co wchodzimy do sklepu, to zawsze jeszcze coś wybieramy, żeby członkowie mojej rodziny spróbowali. Ja jestem typem alkoholika, który nie dotyka alkoholu od 21 lat - wyznaje Hołdys.
I tak oto były alkoholik z lekkim mętlikiem moralnym w głowie lansuje się na sumienie narodu i autorytet Polaków. Może trafi do polityki z oryginalnym programem: porzuć żonę, zakochaj się w koleżance córki. Tylko czy naród kupi etykę zużytego rockandrollowca?