Przesłuchanie w tej sprawie reportera "Super Expressu" Sylwestra Ruszkiewicza ma odbyć się w następnym tygodniu w warszawskiej delegaturze CBA. To on prowadził w ubiegłym roku dziennikarskie śledztwo i interesował się zegarkiem ministra transportu Sławomira Nowaka firmy Ulysse Nardin wartym ponad 30 tys. zł. Polityk pokazywał się z nim chętnie i często, ale w oświadczeniu majątkowym za 2011 r. czasomierza nie wpisał. A powinien to zrobić.
Kiedy w maju ubiegłego roku zapytaliśmy o powody niewpisania zegarka do oświadczenia, ministerstwo w tej sprawie milczało. Nie odpowiedziało nam nawet wtedy, kiedy ponowiliśmy pytania. Minister transportu o naszych pytaniach doskonale wiedział, kontaktował się z redakcją w tej sprawie, ale na temat zegarka nie chciał nic mówić. Agenci CBA, którzy będą przesłuchiwać reportera "Super Expressu" w związku tym, poprosili m.in. o korespondencję między redakcją a resortem transportu.
- Prowadzimy wspólnie z warszawską prokuraturą okręgową śledztwo w tej sprawie. Na tym etapie nie informujemy o szczegółach postępowania - mówi "Super Expressowi" Jacek Dobrzyński, rzecznik CBA.
Afera z zegarkami wybuchła wiosną tego roku, po publikacji tygodnika "Wprost", który napisał, że minister Nowak korzystał z zaproszeń znajomych biznesmenów do luksusowych klubów nocnych oraz wymieniał się z jednym z nich na zegarki.
To właśnie wtedy wyszło na jaw, że posiada od 2011 r. zegarek Ulysse Nardin (ten sam, o który pytaliśmy już w ubiegłym roku). W odpowiedzi Nowak nazwał publikację tygodnika pomówieniem i pozwał "Wprost" do sądu. Uzupełnił jednak swoje oświadczenie majątkowe i wpisał do niego - jakżeby inaczej - zegarek...