- To, co ujawniliście, wymaga wyjaś-nień. Sytuacja jest co najmniej dziwna - mówi nam Przemysław Gosiewski (45 l.), szef klubu PiS.
Nasze publikacje o dziwnych powiązaniach Grasia z niemieckim biznesmenem wywołały polityczną burzę. Opozycja nie ma żadnych wątpliwości: CBA powinno jak naszybciej ustalić, co tak naprawdę kryje się za tajemniczymi związkami Grasia ze spółką Agemark i jej właścicielem Paulem Roglerem.
- Niczego nie przesądzamy, ale każdy przyzna, że to dziwnie wygląda, kiedy minister polskiego rządu mieszka za darmo w domu należącym do niemieckiego biznesmena - mówi Gosiewski.
Sprawa bulwersuje również Ludwika Dorna (55 l.), który zwrócił się listownie do szefa rządu z zapytaniem, w jaki sposób ten zamierza ukarać swojego rzecznika, a do marszałka Sejmu skierował apel o postawienie Grasia przed Komisją Etyki Poselskiej.
Tajemniczymi interesami Grasia zainteresowali się także posłowie lewicy. Uważają, że rzecznik rządu powinien płacić podatek dochodowy z tytułu umowy, dzięki której mieszka za darmo w pięknym podkrakowskim pałacyku.
- Panem Grasiem powinien zająć się urząd skarbowy - grzmiał na konferencji prasowej Marek Wikiński (43 l.) z SLD.
O tym, że korzystanie z mieszkania za darmo jest dochodem, przekonany jest także doradca podatkowy Zdzisław Modzelewski ze spółki MMR Consulting. - Opisywana sytuacja wygląda od strony podatkowej nieklarownie. Udostępnienie domu do zamieszkania powinno być traktowane jako przychód i jako takie podlega opodatkowaniu PIT. Myślę, że gdyby sprawę zbadał odpowiedni organ podatkowy, to miałby duże zastrzeżenia - mówi Modzelewski.
Przypomnijmy: wczoraj ujawniliśmy, że Paweł Graś mieszka w okazałej willi pod Krakowem należącej do niemieckiego biznesmena Paula Roglera. Rzecznik rządu nie płaci jednak czynszu (na wolnym rynku to ok. 5 tys. zł), a w zamian... tylko opiekuje się nieruchomością. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że jeszcze do niedawna Graś był członkiem zarządu spółki należącej do Roglera, a teraz jej szefową jest żona Grasia, Dagmara.