Pani Celina była 7-letnią dziewczynką, kiedy Sowieci zabrali jej tatę. Nie ma jednak dnia, żeby nie wspominała rodzinnego domu, miłości i ciepła, których pozbawili ją radzieccy kaci. - Byliśmy kochającą się rodziną, nasz dom był przepełniony rodzinnym ciepłem. Jednak w 1940 r., kiedy ojciec dostał się do obozu w Ostaszkowie, a mnie, moją młodszą siostrę i mamę wywieziono na Syberię, nasze życie zamieniło się w piekło. Sowieci zniszczyli mi dzieciństwo i pozbawili ojca. Bez niego było mi bardzo ciężko... - rozpacza córka zabitego oficera.
W sowieckim obozie pracy przebywała przez 6 lat. - To były lata straszliwej udręki, przymieraliśmy tam głodem, ale ciągła myśl o tacie dodawała nam sił. To nas podnosiło trochę na duchu i dawało nadzieję, że nie można się poddawać, ale walczyć - mówi ze łzami w oczach.
Przez pewien czas dostawała od taty listy. Kiedy jednak nagle przestały przychodzić, cała rodzina czuła, że musiało stać się coś koszmarnego. Na oficjalną prawdę czekała do 1990 roku - tata został zamordowany w zbrodni katyńskiej. Kobieta ciągle jednak liczy, że tamta zbrodnia zostanie osądzona jako ludobójstwo. M.in. dlatego występowała razem z innymi rodzinami katyńskimi do trybunału w Strasburgu. Chce doczekać się prawdy.
Ma też wielki żal do polskich władz w sprawie Katynia. - Dlaczego polskie władze nie zrobiły nic, aby chociaż sprowadzić szczątki polskich oficerów do Polski?! Nie pojmuję tego i mam o to wielki żal - oburza się pani Celina.
Wierzy, że doczeka prawdy. Tak jak wie, że jeszcze kiedyś zobaczy ukochanego tatę. - Wierzę, że kiedyś, gdzieś tam w niebie, spotkam się z moim tatą, a on wyjdzie mi naprzeciw - mówi nam wzruszona.