Chociaż lekarze musieli amputować mu lewą nogę, doktor Nabzdyk już rwie się, by wrócić do pracy. Wczoraj zgodził się opowiedzieć o tragedii, w której zginęli jego przyjaciele: pilot śmigłowca Janusz Cygański (47 l.) i ratownik medyczny Czesław Buśko (50 l.).
- Niewiele pamiętam. Nagle pogoda zupełnie się popsuła, zdecydowaliśmy, że zawracamy, musimy odpuścić. Jednak było za późno - lekarz wspomina tragiczne wydarzenia z 17 lutego. Śmigłowiec Mi-2 lecący do ciężarnej kobiety, która została ranna w karambolu na autostradzie A4, rozbił się raptem kilkaset metrów od celu. - Pamiętam jak przez mgłę, że leżałem w śniegu i czekałem na pomoc. Na zmianę traciłem przytomność i znów ją odzyskiwałem. Wiedziałem, że mam komórkę i dzięki niej mogę uruchomić system pomocy. Udało się - opowiada bohater. - Wtedy nie zdawałem sobie sprawy z tego, że koledzy nie mają szans na ratunek, walczyłem o nich. Przeszedłem szkolenia, wiedziałem jak zachowuje się organizm, dlatego przetrwałem - dodaje. O śmierci swoich przyjaciół z załogi Andrzej Nabzdyk dowiedział się dopiero trzy dni temu.
Kilka dni temu lekarze opiekujący się dr. Nabzdykiem podjęli dramatyczną decyzję o amputacji jego zmiażdżonej nogi. To bohater już zapowiedział, że się nie podda. - To mi nie przeszkodzi wrócić do pracy - powiedział.