Henryk Semeniuk był komendantem posterunku policji w Huszlewie na Mazowszu. Ponad 10 lat temu zginął od strzału w głowę ze swojej służbowej broni. Tamtej feralnej nocy we wsi była zabawa. Sierżant pilnował porządku, bo na potańcówkach często dochodziło do burd. Nie wiadomo, co się stało, nad ranem mieszkaniec Liwek znalazł zwłoki komendanta na łące. Początkowo prokuratura rozpatrywała wersję samobójstwa, lecz szybko wykluczyła tę hipotezę. Ciało komendanta było przeciągane z miejsca na miejsce, a na magazynku zapasowym była krew. W sprawie badano wiele wątków. Nocą w okolicy pojawił się podejrzany samochód. Jeden z mieszkańców widział sprawców w ciemnościach i słyszał strzał. Do tej pory śledztwo było kilkakrotnie umarzane i wznawiane, ale wciąż nie ustalono sprawcy zabójstwa komendanta.
- Widziałam Henryka kilka godzin przed śmiercią - wspomina Janina Semeniuk. - Wpadł do mnie, zjadł kanapki i powiedział, że jedzie do sąsiedniej miejscowości coś załatwić. Pocałował mnie i wybiegł. Krzyknął tylko, że niedługo wróci - tej chwili nigdy nie zapomni.
Rano dowiedziała się o śmierci syna. - Wypłakałam już morze łez. Przede mną już niewiele życia. Proszę, by ktoś wreszcie złapał mordercę Henryka. Chcę zrozumieć - mówi pani Janina.