- No mamy niby ten XXI wiek, ale tak naprawdę, to jesteśmy daleko za Murzynami - żali się Franciszek Rychel (58 l.), jeden z lokatorów, pozbawionych własnego WC. - Żeby w mieszkaniu nie było gdzie się załatwić, to przecież jakaś kpina. Ja to sikać idę w krzaki, tak samo jak mój piesek Roki, tylko jak mnie mocno przyciśnie, to korzystam z tych przenośnych kibelków. Szkoda tylko, że tak rzadko je opróżniają, zapach taki aż oczy zachodzą mgłą - dodaje spoglądając na miejski toj-toj.
W takiej samej sytuacji jak pan Franciszek są wszyscy jego sąsiedzi, czyli mieszkańcy czterech starych kamienic przy ulicy Armii Krajowej. Budynki mają już blisko sto lat i nigdy nie było w nich ubikacji. Lokatorzy mieli nadzieję, że ich los się zmieni, kiedy w mieście ruszy planowany program rozbudowy sieci kanalizacyjnej. Szybko okazało się, że choć prace rozpoczęto z wielką pompą, mieszkańców Armii Krajowej pominięto.
- Uznali, że skoro przez kilkadziesiąt lat nie mieliśmy toalety, to teraz też nie jest nam potrzebna - wzdycha Teresa Kiwak (61 l.). - Przy trzaskającym mrozie to aż zadek przymarza do sedesu, odechciewa się wszystkiego.
Władze miasta przekonują, że los lokatorów z ulicy Armii Krajowej nie jest im obojętny. Zapewniają, że i oni doczekają się własnych ubikacji, ale... na pewno nie w najbliższym czasie!
- Życzymy sobie, żeby takich miejsc w ogóle nie było w naszym mieście. Wszystko rozbija się jednak o pieniądze - mówi wprost Marian Janecki (45 l.), prezydent Jastrzębia Zdroju. - Nasze finanse są ograniczone, nie wszystko da się wykonać natychmiast. Zrobimy jednak co w naszej mocy, aby mieszkańcy tych budynków w końcu mieli dogodne warunki sanitarne.
Jak się okazuje, nie nastąpi to jednak w tym dziesięcioleciu. W mieście najpierw musi zakończyć się inwestycja budowy 234 kilometrów kanalizacji, która jest w trakcie realizacji.
- W 2010 r. wykonamy projekt kanalizacji dla terenu w pobliżu ulicy Armii Krajowej - snuje plany Tadeusz Pilarski (56 l.), dyrektor miejskich wodociągów i kanalizacji. - To trudny obszar, bo leży w najniższym miejscu w mieście. Trzeba będzie wybudować przepompownię, a to wymaga sporych nakładów.
Wyjścia zatem nie ma. Pan Franciszek i jego sąsiedzi nadal będą zmuszeni wypróżniać się na podwórku. No chyba że na znak protestu zaczną okupować szalety w urzędzie miasta.
- Zapraszam pana prezydenta, żeby nas tu odwiedził i skorzystał z naszej toalety - mówi pan Rychel. - Może wtedy zrozumiałby, jak to jest załatwiać się na stojąco i z wstrzymanych oddechem...