Lekarze przeprowadzili cesarskie cięcie i cudem uratowali dziecko oraz matkę. Mąż zwyrodnialec wciąż ucieka obławie stworzonej z dziesiątek policjantów i psów tropiących.
Malcowi - który w ósmym miesiącu ciąży musiał przyjść na świat - i jego mamie już nie grozi niebezpieczeństwo. - Chłopczyk jest wcześniakiem i przebywa w inkubatorze. Ma lekkie obrażenia w okolicy pleców i kostki - mówi Justyna Juskowiak-Kaczmarek, ordynator oddziału noworodkowego w szpitalu w Środzie Wielkopolskiej (woj. wielkopolskie).
Edyta S., którą oszalały z nienawiści mąż chciał zabić, też na szczęście czuje się dobrze.
Rozmowa o rozwodzie
Do tej okropnej tragedii doszło w małej wiosce Komorze Nowe pod Środą Wielkopolską. Edyta S. przyszła do domu swojego męża, z którym ma już czwórkę dzieci: Alicję (7 l.), Piotra (6 l.), Natalię (4 l.) i Oliwkę (2 l.). Ich małżeństwo już od dawna było w rozsypce. Mąż bandzior z przerwami od kilku lat przebywał w więzieniu. A to za kradzieże, a to za jazdę po pijaku. Ostatnia, roczna odsiadka, skończyła mu się tydzień temu.
Edyta S. chciała porozmawiać z mężem na temat rozwodu.
- Pragnęła sobie na nowo ułożyć życie - mówi Iza S. (25 l.), siostra męża oprawcy. - I nic w tym dziwnego. Jeszcze jak Edyta odwiedzała go w więzieniu, on potrafił ją tam dusić. Cztery osoby musiały ją ratować - opowiada wstrząśnięta kobieta.
Gdy pani Edyta zażądała rozwodu, oszalały mąż rzucił się na nią i próbował ją udusić. Gdy to mu się nie udało, chwycił za kuchenny nóż i z całej siły pchnął nim kilka razy w brzuch żony. Polała się krew.
Teraz tropią bandziora
- Boże, ile było tej krwi. Ja to wszystko widziałam i nic nie mogłam zrobić - mówi załamana siostra nożownika.
Po wszystkim mężczyzna tak jak stał, bez pieniędzy i dokumentów, uciekł do lasu.
Ranną kobietę natychmiast odwieziono do szpitala. Dzięki temu udało się uratować ją i maleństwo.
Teraz kilkudziesięciu policjantów robi wszystko, by ująć męża bandziora. Oszalałego zwyrodnialca tropią psy i ściga policyjny śmigłowiec. - Na pewno jest gdzieś w pobliżu, nie odszedł daleko, złapiemy go - zapewnia kom. Przemysław Ardelli (37 l.) ze średzkiej policji.