Chciał zakisić żonę w beczce

2008-12-05 3:00

Tylko wyprany z ludzkich uczuć zwyrodnialec mógł zgotować swojej ukochanej tak koszmarny los! Mirosław G. (60 l.) z Łodzi po śmierci swojej żony Teresy (59 l.), poćwiartował jej zwłoki, by później zapakować je do wielkiej plastikowej beczki i zakisić.

Ten potwór wykombinował sobie, że nikt nie dowie się o zgonie Teresy, a on dalej będzie pobierał jej rentę. Udało mu się tę makabrę utrzymać w tajemnicy przez trzy tygodnie. Później zbezczeszczone, pokawałkowane ciało kobiety zaczęło cuchnąć i wszystko się wydało.

Sąsiedzi z kamienicy, w której na poddaszu doszło do tego horroru, są w ciężkim szoku. - Przecież to była taka zgodna parą - z niedowierzaniem kręcą głowami.

Mirosłąw G. i Teresa utrzymywali się z jej niewielkiej (450 złotych) renty.

I nagle kilka tygodni temu kobieta zniknęła. Mirosław G. przekonywał wszystkich, że żona musiała wyjechać do rodziny. Kiedy wychodził z mieszkania, uśmiechał się do sąsiadów i na pytanie, jak się ma jego żona, mówił, że Tereska wróci za parę dni. Potem zamykał się w czterech ścianach i zamieniał w bezwzględnego potwora. Godzinami, mozolnie, za pomocą kuchennego noża ćwiartował zwłoki Teresy. Jej szczątki zamierzał zapakować do wielkiej plastikowej beki.

W ten sposób chciał ukryć śmierć ukochanej i dalej żyć na jej koszt. Listonoszowi, który przynosiłby rentę, mówiłby, że Teresy chwilowo nie ma w domu.

Najpierw przez kilka dni odcinał prawą nogę, później zabrał się za lewą. Kiedy dotarł do kości udowej, nóż się złamał. Wtedy Mirosław G. wyszedł z domu. Nie było go kilka dni. W tym czasie sąsiedzi nie mogli już znieść okropnego tajemniczego smrodu, który nieubłaganie rozpełzł się po całej kamienicy. Wezwali policję.

- Gdy przyjechaliśmy na miejsce, w całej kamienicy czuć było potworny fetor - opowiada jeden z oficerów. - Wyważyliśmy drzwi do mieszkania. Wszędzie było pełno krwi. Obraz jak z horroru...

Mirosław G. został zatrzymany. Po sekcji zwłok pani Teresy będzie wiadomo, czy zmarła śmiercią naturalną, czy została zamordowana. Jeśli tak - Mirosławowi G. grozi dożywocie.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają