Jednak sam aktor twierdzi, że gdy spogląda wstecz, odczuwa coś w rodzaju zazdrości do tych kolegów po fachu, którzy mieli szczęście wcielić się w jego przeciwników, czyli w czarne charaktery. - Cóż to były za wspaniałe, wytworne i straszliwe postacie. I mieli takie odzywki, o jakich James o nienagannych manierach mógł tylko pomarzyć. Na przykład: "Panie Bond, koniec świata właśnie się zaczyna" - wspomina Moore.
Chyba jednak gwiazdor nie ma co narzekać. Bo kto pamięta dziś te czarne charaktery? A Rogera wszyscy...