Pani Barbara Kosewska ledwo wiąże koniec z końcem. Mimo to chciała wyprawić córce komunię, więc pożyczyła pieniądze od dwóch lichwiarzy. Pożyczka 600 złotych szybko urosła do kwoty tysiąca, aż w końcu mężczyźni zaczęli jej grozić. Wymusili na niej sprzedaż gospodarstwa, w którym kobieta mieszkała z 20-osobową rodziną. Oszukali ją, że kupują tylko część nieruchomości - dopiero później okazało się, że zawłaszczyli całość. Za 11 hektarów ziemi pani Barbara otrzymała... 5% jej wartości.
Gdy cała sprawa trafiła do prokuratury, nikt nie zablokował możliwości dalszego odsprzedawania tej ziemi, więc przechodziła z rąk do rąk, a każdy następny właściciel znał poprzedniego. I chociaż mężczyźni, którzy oszukali panią Kosewską na samym początku zostali już skazani, to kobieta nie odzyskała swojej własności - tylko pierwsza umowa została unieważniona, inne nie, jak poinformował Polsat News. W związku z tym ziemia należy nie tylko do pani Barbary, ale też do innych, nowych właścicieli. Błąd w tej sprawie popełnił prokurator. Senator Lidia Staroń okresliła to jako "rażące naruszenie prawa przez prokuratora". - Zabezpieczenie tego majątku to podstawowa sprawa. To tak, jakby prokurator nie sporządził aktu oskarżenia. Mógł to zrobić na wstępnym etapie postępowania, ale skoro to się nie stało, to mógł na kolejnych etapach - powiedziała. - On powinien nie tylko usłyszeć zarzuty, ale zostać skazany i nigdy więcej takich czynności nie wykonywać. Notariusz nie może pozwolić na podpisanie aktu notarialnego, gdzie gospodarstwo, 11 hektarów, dom i zabudowania sprzedawane są za 500 zł. To skandal - oznajmiła.
Zobacz też: Chory Filipek prosił, by pochować go z mamą. Jest już z nią w niebie