Jasnowidz miał rację. Ciało leżało w zagajniku na obrzeżach Chełma. Mężczyzna miał liczne obrażenia ciała, m.in. pogruchotane kości miednicy. - Ktoś zamordował mi brata - mówi Jan Jędrzejewski (58 l.). - Teraz będziemy szukać zabójcy - stwierdza.
Pan Jan do końca życia będzie pamiętał puste miejsce przy wigilijnym stole. Wolne krzesło będzie w czasie wieczerzy czekało na jego brata już zawsze...
Bracia mieszkali blisko siebie. Często się odwiedzali. Czesław miał mieszkanie w Chełmie. Jan żył na gospodarce, tuż za miastem. To właśnie u niego mieli się spotkać na Wigilii. Dwa dni przed wieczerzą do domu Jana wpadła jednak partnerka Czesława. Zapłakana i przerażona powiedziała, że jej ukochany zniknął. Rozpoczęto poszukiwania. Niestety, nie przyniosły rezultatu. Rrodzina udała się do jasnowidza.
- Poprosiliśmy o pomoc Krzysztofa Jackowskiego. Od razu powiedział, że Czesiek nie żyje - opowiada Jan. - Narysował mapkę, gdzie zaznaczył miejsca, w których może być jego ciało - dodaje.
W poniedziałek miało ruszyć przeczesywanie tych okolic, prawda wyszła jednak na jaw dzień wcześniej. Spacerowicze natknęli się na ciało poszukiwanego. Leżało na skraju lasku na obrzeżach miasta . - Może ktoś zatłukł go na śmierć? Kilka lat temu padł już ofiarą pobicia - zastanawia się Jan Jędrzejewski. - Pomóźcie dorwać mordercę mojego brata - apeluje.