Anetta Rogalska (57 l.) była właścicielką baru Kufelek. To właśnie tam doszło do brutalnego morderstwa. Kiedy Krzysztof M. zmierzał w kierunku lokalu, wszystko miał zaplanowane. Wziął ze sobą młotek. Do baru wszedł tuż po otwarciu, był mroźny styczniowy dzień, kilka minut po godz. 13. Od tej chwili chłopaka nagrywały kamery monitoringu. Zarejestrowały wszystko, co się wydarzyło. Krzysztof M. spokojnie pił piwo. Potem wyszedł do toalety, znajdującej się między wejściem a salą dla gości. Pod jakimś pozorem zwabił tam kobietę. Z rękawa kurtki wyjął młotek.
- Chciałem ją jedynie ogłuszyć, żeby straciła przytomność - tłumaczył potem bezczelnie. - Nic do niej nie mówiłem, od razu uderzyłem.
Ciosy wyprowadzał z wielką siłą. Trafił w głowę raz, drugi, trzeci... Potem z zaplecza skradł saszetkę z pieniędzmi. Wychodząc, nawet nie spojrzał, czy jego ofiara żyje.
Za pieniądze z Kufelka morderca kupił sobie telefon komórkowy, jeździł taksówkami, pił piwo w chełmskich barach. Sprezentował też swojej dziewczynie różę i bombonierkę. - Na przeprosiny - opowiadał.
To niewiarygodne, ale zmasakrowana kobieta przeżyła. Jej czaszka pogruchotana była w wielu miejscach, trzeba było usunąć pół lewego płata mózgu. Mimo to pani Anetta bardzo chciała żyć. Miała dla kogo. Przed napadem była szczęśliwą, spełnioną kobietą otoczoną przez swe dzieci i ukochane wnuki. Rodzina nie szczędziła sił i pieniędzy, aby zapewnić jej jak najlepszą opiekę. Niestety, pani Anetta umarła 11 września. - Mama bardzo cierpiała, a my z nią - opowiada jej córka Arletta.
Krzysztof M. stanął przed Sądem Okręgowym w Lublinie. Za to, co zrobił, grozi mu dożywocie.