Przez kilka godzin tłumaczył się ze swojej znajomości z Ryszardem Sobiesiakiem, tajemniczych spotkań i rozmów telefonicznych z biznesmenami od jednorękich bandytów. Chwilami atakował - byłego szefa CBA oskarżył o kłamstwo, manipulację i liczne nikczemności. Na koniec stwierdził, że... afery hazardowej nie było. - To była pułapka na premiera Donalda Tuska (53 l.) i cały rząd - uciął.
Chlebowski do maksimum wykorzystał czas na swobodną wypowiedź. Przez blisko 2 godziny dowodził, że jest niewinny i nigdy nie prowadził nielegalnych działań lobbingowych.
Zobacz wideo: Co o aferze hazardowej sądzą specjaliści
- Publicznie oczerniano mnie. W ciągu kilku godzin z człowieka, który uczciwie żył i pracował, stałem się podejrzanym lobbystą. Rozpętano przeciwko mnie gigantyczną polityczną nagonkę. Przeżyłem szok. Teraz przyszedł czas na obronę - grzmiał Chlebowski.
Kamiński kłamie
I faktycznie przystąpił do kontrataku. W bardzo ostry sposób zaatakował byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego. - Ewidentnie kłamie. Dopuścił się manipulacji, łgarstwa i nikczemności. Jest mi niedobrze, że muszę się z tego tłumaczyć - przekonywał i zaczął dementować bezpodstawne, jego zdaniem, oskarżenia szefa CBA. Tłumaczył, że słynny już cytat z podsłuchów: "Na 90 procent Rysiu załatwimy" nie dotyczył - co sugerował Kamiński - ustawy hazardowej, tylko koncesji dla firmy hazardowej związanej z Sobiesiakiem. W kwestii innego z cytatów: "To wyłącznie moja zasługa. Blokuję sprawę dopłat od roku" (fragment z rozmowy Chlebowskiego i Sobiesiaka) nie był już tak przekonywający. - To rozmowa niefrasobliwa, nierozważna. Za słowami nie poszły żadne czyny - tłumaczył.
Kolejna manipulacja Kamińskiego, zdaniem Chlebowskiego, dotyczy słynnego już spotkania na cmentarzu (polityk spotkał się tam z Sobiesiakiem). - To nie było żadne konspiracyjne spotkanie w sprawie ustawy hazardowej - wyjaśniał polityk PO. Kłamstwem Kamińskiego, według Chlebowskiego, jest także twierdzenie, że wpływał w sprawie dopłat od gier na wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda. - Nie zamieniłem z nim ani jednego słowa - uciął Chlebowski.
Prześwietlić "Gosia"
Były szef klubu PO w czasie zeznań przed komisją wielokrotnie przywoływał nieprawidłowości w procesie legislacyjnym dotyczącym ustawy hazardowej za czasów rządów PiS. - Pisali ją wtedy lobbyści z Totalizatora Sportowego. Jednak nikt nie domagał się powołania komisji śledczej, CBA nie reagowało. Mam nadzieję, że komisja wykaże dociekliwość i wykaże, jaka była rola Przemysława Gosiewskiego (według analizy CBA miał sterować w 2006 r. pisaniem ustawy hazardowej pod interesy TS) - grzmiał Chlebowski.
Słowotok Chlebowskiego i nieprecyzyjne odpowiedzi zirytowały Bartosza Arłukowicza z SLD.
Piłem z Sobiesiakiem. Kosek finansował moją kampanię
- Mija czwarta godzina przesłuchania. Dowiedzieliśmy się, że afery hazardowej nie było. Mamy dwa wyjścia: albo przeprosimy się wzajemnie, albo rozpoczynamy śledztwo - ironizował śledczy. Przesłuchanie nabrało tempa. Chlebowski przyznał, że Sobiesiak to jego znajomy (choć to Drzewiecki grał z nim w golfa). - Gościłem dwukrotnie w jego ośrodku w Zieleńcu. W tym pięknym kurorcie byli też Aleksander Kwaśniewski i Lech Wałęsa - tłumaczył Chlebowski. Zapewniał, że Sobiesiak nigdy nie wspierał jego kampanii wyborczej. Nigdy też od niego nic nie otrzymał. Przyznał również, że raz albo dwa razy spotkali się na wódce. - Czasami lubię dobre wino i whisky - precyzował. Okazuje się jednak, że lepsze relacje łączyły Chlebowskiego z drugim z biznesmenów od jednorękich bandytów, Janem Koskiem. - To człowiek uczciwy - dowodził Chlebowski. Przyznał, że Kosek finansował jego kampanię wyborczą w 2005 roku.
Przeczytaj koniecznie: Hitler też miał być niezniszczalny
Przeciek? To nie ja!
Chlebowski wielokrotnie przekonywał wczoraj, że nie wywierał żadnych nacisków, by dopłaty od gier (projekt ustawy nakładał dodatkowe zobowiązania na właścicieli kasyn - biznesmeni chcieli ten zapis zablokować) nie znalazły się w ustawie. - One nigdy nie zniknęły z projektu ustawy. Odczarujmy też inny mit. Mówimy o projekcie, który nigdy nie trafił do Sejmu - podkreślał.
Dlaczego jednak uważał, że zapis o dopłatach powinien z projektu ustawy zniknąć?
Chlebowski tłumaczył, że według jego wiedzy korzystniejsze dla budżetu byłoby podwyższenie podatków od niskich wygranych (a nie wprowadzanie dopłat). - Na wprowadzeniu dopłat od gier budżet mógł stracić 2,5 mld zł - przekonywał i powoływał się na wyliczenia Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.
Pod przysięgą zeznał, że nie jest autorem przecieku i to nie on powiedział Sobiesiakowi o akcji CBA. - O całej sprawie dowiedziałem się z prasy - tłumaczył. Czy jego zeznania i przyjęta linia obrony przekonają sejmowych śledczych? I co na to opinia publiczna? Czy ona też uwierzy, że afera hazardowa to po prostu lipa?