Adaś Śleszyński nie zapomni tego dnia. Razem z kolegami - Mateuszem i Grzesiem - bawili się na podwórku. Słoneczny żar lał się z nieba, nic dziwnego zatem, że chłopcy zapragnęli ochłody. - Grzesiek wymyślił, żebyśmy popływali - wspomina Adaś. Wybrali się do sąsiedniej wsi, Śliwowo-Łopienite, na teren zalanej wodą żwirowni. Brodzili w płytkiej wodzie, gdy nagle Grzesiek stracił grunt pod nogami. Wpadł w głęboką na ponad dwa metry podwodną pułapkę. Mateusz (9 l.) próbował wyciągnąć kolegę, ale i on zaczął się topić. Na szczęście 7-letni Adaś zachował zimną krew. Zanurzył się w wodę po piersi, podał rękę Mateuszowi i pomógł wydostać się z głębiny.
Grześka już jednak nie mógł uratować. - Nie miałem siły i nie mogłem go dosięgnąć - pochlipuje 7-latek. Przerażeni chłopcy wrócili do wsi po rodziców, jednak zanim ci dotarli na miejsce tragedii, 12-latka nie było już widać - jego ciało wyłowił kilka godzin później płetwonurek ze straży pożarnej. - Mogli utonąć wszyscy trzej - mówi drżącym głosem tata dzielnego 7-latka Cezary Śleszyński (38 l.). - To nasza wina, bo mamy dużo pracy i zbyt mało czasu dla naszych dzieci - bije się w piersi męż-czyzna.