- Życie i zdrowie człowieka stanowi dobro szczególnie cenne - pouczył sąd tych, którzy mają obowiązek dbać o nasze zdrowie. - Wygrałam przed sądem walkę o swoje życie - odetchnęła Dorota Zielińska, kiedy usłyszała z ust sędziego, że szpital musi jednak kupić jej leki. Sędzia wydał postanowienie w miniony piątek, ale jeszcze kilka miesięcy temu młoda wrocławianka straciła wiarę w to, że będzie chodzić, pracować, normalnie żyć.
Pani Dorota od dziewięciu lat walczy ze stwardnieniem rozsianym. Ubiegły rok był przełomowy - choroba tak się posunęła, że kobieta przestała chodzić. Ratunkiem był lek Gilenya, który nie jest refundowany przez nasz NFZ. - Skończyły się pieniądze i leki - wspomina Dorota Zielińska. A miesięczna kuracja zbawczym lekiem kosztowała dokładnie 7996 zł. Wtedy kobiecie pomogli znajomi i przyjaciele. W krótkim czasie uzbierali pieniądze na półroczną kurację. - I stał się niemalże cud. Po miesiącu stanęłam na nogi - mówi nam pani Dorota.
Ale w lipcu tego roku znów zabrakło pieniędzy i musiała przerwać leczenie. Choroba zaczęła szybko powracać, szpital odmówił pomocy ze względu na wysokie koszty. - Wtedy sprawa trafiła do sądu - mówi mec. Bartosz Kuchta, pełnomocnik pani Doroty. Wyrok jeszcze nie zapadł, ale sąd uznał, że na razie trzeba leczyć kobietę. - Życie i zdrowie człowieka stanowi dobro szczególnie cenne - przypomniał urzędnikom sędzia Adam Maciński.
Ciekawe, czy dotarło to już do tych, którzy arogancko odmówili leku chorej, nawet nie tłumacząc jej, dlaczego to robią. Teraz urzędnicy NFZ będą się spowiadać w prokuraturze, która bada, czy nie zaniedbali oni swoich obowiązków. Tymczasem pani Dorota otrzymała wczoraj pierwszą tabletkę. I marzy, że wróci do formy i zawodu neurologopedy. I jak dawniej będzie pomagać ciężko schorowanym starszym osobom po udarach, wypadkach, a także chorym na stwardnienie rozsiane.
Jak walczyć o swoje prawa do leczenia
Mec. Bartosz Kuchta, reprezentujący Dorotę Zielińską:
- Nikt nie powinien się godzić na pozbawianie go szansy leczenia. Na początku pacjenci powinni szukać pomocy w organizacjach pacjenckich i u rzecznika praw pacjenta. Warto poszukać sprzymierzeńca w szpitalu. Naciskać, by to szpital pozwał NFZ, gdy ten odmawia finansowania leczenia. Jeśli to się nie uda, nie można się bać pozwania NFZ za łamanie naszych praw ustawowych i konstytucyjnych.
Pozew o nakazanie wykonania świadczenia zdrowotnego można napisać samemu, choć oczywiście lepiej zasięgnąć porady prawnika. Należy złożyć go w wydziale cywilnym sądu okręgowego. Warto też już w pozwie zwrócić się do sądu o zabezpieczenie powództwa poprzez nakazanie niezwłocznego podjęcia leczenia. Dzięki temu pacjent jest leczony bez względu na to, jak długo potrwa proces. Tak było w przypadku pani Doroty.