- Przyszedłem do szpitala już o godzinie 9, bo nie mogłem wytrzymać z bólu. Zarejestrowałem się i pokornie czekałem na wejście do gabinetu. Mijały godziny - opowiada pan Piotr.
- Kiedy już się znalazłem w środku, padło podejrzenie zapalenia jelita. Dlatego lekarze wysłali mnie na zrobienie morfologii, badanie moczu i USG jamy brzusznej. Wszystko trwało godzinami - relacjonuje dalej chory.
To nie koniec pecha warszawiaka. Podczas jego wizyty w szpitalu wysiadł prąd, co przedłużyło oczekiwanie o kolejne dwie godziny. Z wolskiej placówki wyszedł dopiero o godzinie 16. Jest załamany tym, co dzieje się w polskim lecznictwie.
- Problem w służbie zdrowia istnieje od dawna, nie spodziewałem się niczego innego. Na wizytę u hematologa czekam już ponad osiem miesięcy, do gastroenterologa zapisałem się dobre pół roku temu. Ale siedem godzin czekania? Ręce opadają - kwituje zawiedziony pacjent.
CHORY na NOWOTWÓR KRWI Piotr Akerowicz: 7 godzin czekałem na lekarza
2013-03-22
3:25
Warszawskie szpitale lepiej omijać z daleka, szczególnie Wolski. Żeby odbyć badania i otrzymać wyniki w izbie przyjęć, trzeba czekać nawet 7 godzin. Dokładnie tyle przesiedział w poczekalni Piotr Akerowicz (30 l.), który w środę zjawił się w Szpitalu Wolskim w Warszawie z silnymi bólami brzucha. - Jestem poważnie chory, mam białaczkę i nadciśnienie - opowiada "Super Expressowi" pacjent. Choć zdaje się, że taki zestaw dolegliwości wzbudziłby współczucie w każdym, okazuje się, że wyjątkiem od normy są pracownicy izb przyjęć.