Najbliżsi kobiety są w szoku. - Jak to możliwe, że lekarz odmawia umierającemu pomocy? To nie mieści się w głowie - mówi syn zmarłej Robert Peukert (50 l.).
Jadwiga Lewińska-Peukert (+77 l.) zasłabła w minioną środę. Poczuła kłucie w piersi, z trudnością łapała oddech.
Jej syn zadzwonił po pogotowie. Karetka z dwoma sanitariuszami zabrała pacjentkę do najbliższej lecznicy - Zespołu Szpitali Miejskich w Chorzowie.
- Nasi ludzie byli tam w kilka minut, liczyła się każda chwila, bo stan pacjentki gwałtownie się pogarszał. Tymczasem na miejscu lekarz odmówił przyjęcia chorej. Ratownicy musieli wezwać jeszcze jeden ambulans z naszym lekarzem - opowiada Jerzy Wiśniewski z Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach.
Serce pani Janiny przestało bić. Kobieta zmarła dosłownie kilka metrów od drzwi szpitala. Jednak chorzowscy lekarze nie mają sobie nic do zarzucenia.
- Rzeczywiście nie przyjęliśmy pacjentki. Ale nie ma w tym naszej winy. Zespół lekarzy był w tym czasie zajęty ratowaniem życia innego pacjenta. Po prostu nie mógł przyjąć kolejnego takiego przypadku. Wiem od lekarza, że dyspozytor pogotowia został o tym powiadomiony - mówi wicedyrektor ZSM w Chorzowie Anna Knysok.
Kto ma rację - pracownicy pogotowia czy szpital? Rodzina o śmierć kobiety obwinia lekarzy. - Nigdy nie zrozumiem, jak można odmówić pomocy umierającemu - rozpacza Robert Peukert. - A to właśnie zrobili lekarze.
Zobacz: Durczok w szpitalu izolowany od świata
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail