Z pieniędzy ministerstwa finansowane są nowoczesne leki - czynniki krzepnięcia krwi. Chorzy przyjmują je średnio co drugi dzień. Dzięki nim choroba trzymana jest w ryzach. Znacznie zmniejszone jest ryzyko krwotoków czy wylewów. - Drobne skaleczenia nie stanowią problemu. Można zrobić opatrunek uciskowy. Groźne są natomiast krwawienia wewnętrzne do mięśni i stawów. Te krwawienia powodują stopniowe inwalidztwo osoby chorej na hemofilię. Jestem tego przykładem. Mam 50 lat, a od wielu lat nie mogę pracować z powodu właśnie powikłań po chorobie - mówi Zbigniew Kuchta z Piaseczna pod Warszawą.
Zobacz: Pożar na A4 koło Krakowa. Renault Scenic stanął w płomieniach! [ZDJĘCIA]
W Polsce na hemofilię choruje ok. 4,5 tys. osób. W 2011 r. chorzy doczekali się rządowego programu, który miał gwarantować ich leczenie. Uchwalono go na lata 2012-2018 w końcówce pracy w ministerstwie Ewy Kopacz (58 l.). Po dwóch latach funkcjonowania programu obcięto jego budżet o połowę. Krzysztof Bąk, rzecznik resortu zdrowia, tłumaczy, że tylko tyle jest pieniędzy w budżecie i są one potrzebne także m.in. dla chorych na raka, na AIDS. Uspokaja jednak chorych na hemofilię. - Pacjenci nie pozostaną bez odpowiedniej opieki - mówi Bąk.
- Jeśli zabraknie nawet przez chwilę leku, to oddziały szpitalne zapełnią się od razu chorymi. To po co były konsultacje z ekspertami, pacjentami, skoro po dwóch latach obcina się fundusze o połowę? - pyta Gajewski.