Tymczasem trzech rzezimieszków uknuło plan. Wiedzieli, że Krystyna Gałus (+ 74 l.) dwa miesiące temu pochowała męża i mieszka sama. Liczyli, że w domu ma pieniądze, mieli też chrapkę na starego fiata 126p, wartego raptem 500 zł, który stał zamknięty w garażu. To po niego przyszli nocą z piątku na sobotę.
Hałas rozbijanej kłódki obudził kobietę. Wyszła przed dom i zobaczyła złodziei. Zaczęła krzyczeć. Prawdopodobnie ich rozpoznała i sądziła, że przegoni ich w ten sposób. Ale pomyliła się bardzo. Mężczyźni nazbierali na podwórku kamieni oraz cegłówek i ruszyli na przerażoną kobietę.
Pierwsze ciosy kamieniami w głowę dosięgły ją przed domem. Krew prysnęła na schody i ścianę. Ostatkami sił pani Krystyna wbiegła do środka. Mordercy wtargnęli za nią. Bili kamieniami, aż przestała oddychać. Po wszystkim splądrowali dom i odjechali skradzionym autem.
Mordercy zakopali zwłoki Krystyny Gałus w lesie
Na miejsce zbrodni wrócili w sobotę rano. Zwłoki załadowali do malucha i wywieźli do pobliskiego zagajnika. Wykopali płytki dół i wrzucili do niego ciało zamordowanej. Kiedy ciało nie mieściło się w dole, a mężczyznom nie chciało się głębiej kopać, skakali po zwłokach, by wcisnąć je jak najgłębiej. Wsiedli do skradzionego malucha i pojechali do wsi, do swoich rodzinnych domów.
- Brat nie mógł dodzwonić się do mamy, więc poprosił sąsiadkę, by sprawdziła, co się z nią dzieje - mówi Zbigniew Gałus, syn zamordowanej. - Gdy weszła na podwórko, zobaczyła mnóstwo krwi, a później splądrowany dom. Natychmiast wezwaliśmy policję - dodaje.
Śledczy nie mieli problemów z wytypowaniem podejrzanych. Cała trójka szybko została zatrzymana. Pokazali, gdzie zakopali zwłoki pani Krystyny. Podejrzanym postawiono już zarzut zabójstwa. Dwóch przyznaje się częściowo do winy, ale umniejsza swój udział w przestępstwie. Jeden twierdzi, że jest niewinny. Mężczyznom grozi dożywocie.