Więc warto. Swoboda podróżowania wśród zapisów w "Dzienniku dla dorosłych" Stefana Chwina nie oznacza jednak łatwości lektury. W wielu ocenach nie zgodzicie się Państwo z autorem, ale przecież w nocnych Polaków rozmowach atmosfera bywa napięta, a Chwin gra w otwarte karty, prowokuje. Nie interesuje go generał, który tylko puścił w ruch maszynę. Sęk w tym, że tryby się nie zacięły: "(...) partyjni i bezpartyjni, wierzący i niewierzący z Lublina, Nowego Portu, Nakła i Kutna, miłośnicy Kmicica i pana Wołodyjowskiego ze sławnych filmów Jerzego Hoffmana, kochający Polskę i Solidarność, Jana Pawła II i kapitana Klossa, prywatnie przeklinający komunę i niecierpiący sowieckiej Rosji". Tacy jak poborowy Stefan Chwin (w cywilu członek Solidarności). To oni wprowadzili stan wojenny - ich śpiący w ciepłych rękawicach karabin i ciężki but. Inne tematy Chwina: portrety polskich inteligentów, poniemieckie dziedzictwo zachodniej i północnej Polski, lustracja, Katyń i błahostki codzienności. Wszystko to, czym w maszynerii społeczeństwa, w bezpośredniości rodziny i w prywatności serca żyjemy my: platformersi i pisowcy, wierzący i niewierzący, z Rzeszowa, Kielc, Siemiatycz i od kilku lat z "Londka", działkowcy, bezrobotni i przy pracy - z orzełkiem w koronie w paszporcie, Polacy.
Stefan Chwin, "Dziennik dla dorosłych", wyd. Tytuł, Gdańsk 2008