Początek tej historii jest błahy - jak w każdym kryminale. Rodzina P. jest spokojnym małżeństwem. Awantury owszem, ale rzadko - a kto ich nie ma. Alkohol bywa - ale bez przesady. Zgodnie przeżyli ze sobą 30 lat. Aż do tego feralnego wieczoru, który skończył się krwawą jatką. Ale jak do tego doszło? Tego niestety nie wie nikt. Nawet państwo P., którzy teraz pieczołowicie próbują odtworzyć ze skrawków pamięci te dziwne wydarzenia.
- Na co dzień nie pijemy, ale tym razem chcieliśmy się rozerwać i zrelaksować - tłumaczy pani Maria i niczym Sherlock Holmes analizuje, co wydarzyło się potem. - Byłam w kuchni - opowiada. - Kroiłam mięso i nagle, przez nieuwagę, tak zamachnęłam się nożem, że przejechałam prosto po swoim gardle. Krew trysnęła i się przewróciłam - dedukuje kobieta. Mąż niczym Watson przerywa, bo ma swoją wersję wydarzeń. - Nie, nie kochanie. To ja mogłem ci poderżnąć gardło, jak się podnosiłaś z tej podłogi, bo upadłaś - tłumaczy sytuację mężczyzna i wstaje z miejsca, by pochylić się nad siedzącą na fotelu żoną i zademonstrować, jak mogło dojść do tragedii. - Zaraz potem chwyciłem za telefon, zadzwoniłem na 112 i powiedziałem, co się stało - opowiada pan Ryszard.
Choć sytuacja wyglądała bardzo dramatycznie, okazało się, że rana szyi jest powierzchowna. - Teraz mamy tylko wyrzuty sumienia i najedliśmy się wstydu - mówią niezdecydowani co do wersji wydarzeń małżonkowie. W śledztwie pomogą im profesjonaliści. Policjanci mają już nawet wstępną wersję wydarzeń. Sądzą, że między małżonkami doszło do awantury i w trakcie szarpaniny mąż zranił swoją żonę.
PS. Imiona bohaterów tekstu na ich prośbę zostały zmienione.