Oskarżenia Polski o antysemityzm trudno skomentować tak, żeby być oryginalnym, bo sprawa jest stara, a jednocześnie bardzo przykra. Padamy ofiarą takiego mechanizmu, który najlepiej wyraża powiedzenie: "Na pochyłe drzewo kozy skaczą".
Nikt nie próbuje rewindykować mienia utraconego w Królewcu, ani mienia utraconego w innych częściach Rosji. Natomiast ponieważ Polska nie potrafi się oprzeć podobnym naciskom, to efekt jest taki, że zgłaszają się do nas po mienie rozmaite osoby, które na to w najmniejszym stopniu nie zasługują. One nie mają do tego majątku żadnych praw poza tym, że stoją za nimi organizacje żydowskie i zgłaszają się po mienie pożydowskie, które nie ma spadkobierców. Zgodnie z prawem tacy ludzie powinni dostać kopniaka w cztery litery.
Niestety, stworzono precedens, gdyż takie osoby i organizacje zaczęto na świecie traktować poważnie, bo one powoływały się na wyjątkowość Holocaustu i na to, że są w jakiś sposób spadkobiercami tej tragedii.
Zgodnie z prawem trzeba by powiedzieć, że jest to żądanie absurdalne. Bo jeśli jakiś Polak umarłby np. w Nowym Jorku, nie pozostawiając po sobie rodziny, a Związek Polaków w Australii zwróciłby się do Ameryki, że żąda mienia, które po nim zostało, bo on był Polakiem, a oni są organizacją Polaków, to zobaczyliby guzik z pętelką.
I tu jest największy problem, że rozzuchwalone grupy zawodowych cwaniaków, adwokatów z nowojorskich, a także londyńskich kancelarii wymuszają po prostu takie haracze na rzecz organizacji, które się nazywają organizacjami żydowskimi. I Polska pada tego ofiarą. Również ofiarą tego, że metodą nacisku jest robienie czarnego PR-u, czyli oskarżanie Polski o to, że była wspólnikiem Holocaustu.
To jest osobny problem nieudolności naszego państwa, które niestety nie potrafi sobie z tym poradzić. My nic nie robimy, kiedy od lat dzieją się takie oburzające rzeczy. Polacy piszą do swoich polonijnych gazet pełne oburzenia listy i na tym się kończy. Nikt się nie zdobył na to, żeby np. w Stanach Zjednoczonych zatrudnić adwokatów, wytoczyć proces organizacjom żydowskim, które rozpowszechniają takie pogłoski. Dopóki ktoś takiego procesu nie wytoczy, to gazety zachodnie będą pisać: "polskie obozy koncentracyjne".
I na Zachodzie jest to tak interpretowane: Gdyby to nie była prawda, to dawno Polacy wytoczyliby proces i go wygrali, a skoro nie wytaczają, a tylko piszą listy, to znaczy: taka jest prawda. Czyli istnieje kwestia ogólnej nieudolności naszego państwa, ale także nas jako Polaków, naszych organizacji pozarządowych.
No i być może, przewrotnie, trzeba, żeby nas w taki sposób poniewierano, to może wreszcie ktoś pójdzie po rozum do głowy i może wreszcie zaczniemy przeciwko temu protestować.
Rafał Ziemkiewicz
Publicysta, komentator polityczny i ekonomiczny, pisarz science fiction. Ma 44 lata