Radosław Zawistowski (†18 l.) uczył się w klasie maturalnej liceum w Ciechanowcu. - Był najlepszy w klasie z matematyki i informatyki. Marzył o prestiżowych studiach technicznych w Warszawie - opowiada matka 18-latka. Na wagary wybrał się tylko ten jeden raz, razem z młodszym o dwa lata kolegą ze szkoły, Mateuszem - dodaje. Feralnego dnia było święto szkoły i na trzecią lekcję zaplanowano uroczysty apel. - Przed uroczystością miały być normalne lekcje, ale mój syn z kolegą zerwali się z nich - mówi smutnym głosem Anna Zawistowska.
Wystrojeni na galowo wagarowicze wsiedli do terenowego suzuki Radka. Postanowili trochę pojeździć po okolicy i wrócić dopiero na szkolny apel. Nie ujechali daleko. Po kilku kilometrach, na skrzyżowaniu z drogą z pierwszeństwem przejazdu, siedzący za kierownicą terenówki Radek nie zauważył pędzącego główną szosą dostawczego busu. Zajechał mu drogę. Samochody zderzyły się z wielką siłą. Wypadły z drogi. Wylądowały na poboczu.
Jedynie 31-letni kierowca busu wyszedł z wypadku o własnych siłach i od razu rzucił się na pomoc licealistom. Wydostał ich z auta. Wezwał pogotowie. Niestety, dla Radka nie było już ratunku - zmarł w szpitalu na stole operacyjnym. - Mój syn zawsze był taki rozsądny, jeździł ostrożnie. Nie rozumiem, jak doszło do tego wypadku - rozpacza matka zmarłego 18-latka. - Był największą radością mojego życia, ale dlaczego tak krótko... - załamuje ręce kobieta.