Nie miał prawa w ogóle zbliżać się do auta. I nie chodzi tylko o to, że w jego organizmie było prawie 1,5 promila alkoholu. Jako pirat recydywista powinien siedzieć w więzieniu! Tymczasem Andrzej M. postanowił odwieźć do domu dziewczynę, do której smalił cholewki. Michalina D. pracowała w Ciechocinku. Pijany pirat wiózł ją do jednej z wsi pod Aleksandrowem Kujawskim. Skręcając w lewo, nie zauważył nadjeżdżającej ciężarówki. Michalina zginęła na miejscu. Andrzej trafił do szpitala, a stamtąd do aresztu.
Tak naprawdę jednak powinien się tam znaleźć dużo wcześniej. Na jeździe po pijanemu mężczyzna został złapany po raz pierwszy w 2008 r. Wtedy zabrano mu prawo jazdy. Rok później spowodował kolizję po pijanemu. Dostał tylko grzywnę i przedłużono mu zakaz prowadzenia auta.
On jednak jeździć nie przestał. Na początku tego roku policja znów go złapała na jeździe po pijanemu. Mimo to sąd nie orzekł wobec niego bezwzględnej kary pozbiawienia wolności. Zastosował jedynie wyrok w zawieszeniu.
- My łapiemy piratów drogowych, a sąd ich puszcza. Cóż możemy poradzić?! - rozkłada ręce Monika Chlebicz (32 l.) z bydgoskiej policji.
Andrzej M. przebywa teraz w areszcie. Nikogo już nie zabije, przynajmniej przez jakiś czas. Ale choćby miał już nigdy nie wyjść zza krat, to nie zwróci córki rodzicom Michaliny.