Pani Anna Kulik (53 l.) nie wierzy, że śmierć jej syna to był wypadek. Podejrzewa, że ktoś mógł mu "pomóc". Dlatego nie dziwi się, że Marcin nie może w spokoju odejść w zaświaty. Pewnie próbuje powiedzieć, co naprawdę stało się tamtej strasznej nocy. Marcin zginął dwa lata temu. Nastolatek wracał wraz kolegami z wiejskiej dyskoteki. Nie dotarł jednak do domu. - Pamiętam dobrze, jak szukałam go następnego dnia - wspomina pani Anna. - Koledzy powiedzieli, że pozostawili syna na drodze, bo się źle poczuł. Policyjny pies doprowadził funkcjonariuszy do stawu...
Zrozpaczona matka nie rozumie, dlaczego znajomi zostawili syna samego. Podejrzewa, że ktoś mógł próbować cucić chłopca. Zobaczył, że na drodze leży nietrzeźwy młody człowiek i zaniósł go nad staw. Wrzucił do wody, a Marcin już nie wypłynął... - Mój syn rzadko pił alkohol. Dlatego wtedy mu zaszkodził - opowiada matka topielca.
Policjanci nie znaleźli winnych, śledztwo umorzono. A syn jak przychodził nocami do matki, tak przychodzi. - Ostatnio udało mi się zrozumieć zdanie, które wypowiedział. Brzmiało: "To wszystko nie tak było" - mówi pani Anna. Ale słowa ducha nie wystarczą do tego, by wznowić policyjne śledztwo. Przynajmniej w Polsce.