W tej chwili scenariusz wyborów układa się następująco: Żaden kandydat nie ma szans na zwycięstwo już w pierwszej turze dlatego dojdzie do drugiego głosowania. Pewnym liderem jest na razie Donald Tusk. Na kandydata PO, według najnowszego sondażu przeprowadzonego dla „Dziennika”, chce głosować 35 procent Polaków. Drugie miejsce zajmuje w tej chwili Lech Kaczyński z 20 procentowym poparciem, ale po piętach depcze mu właśnie Włodzimierz Cimoszewicz.
Gdyby były premier zdecydował się na kandydowanie zebrałby w tej chwili blisko 16 procent głosów. Warto dodać również, że poparcie dla Cimoszewicza systematycznie rośnie, więc nie wykluczone, że stoczyłby zacięty bój o drugą turę.
Problem w tym, że Cimoszewicz nie chce kandydować, a ponadto stara się o stanowisko Sekretarza Generalnego Rady Europy.
W tej sytuacji w przeszłorocznych wyborach prezydenckich Lewica ma dwa wyjścia, albo przekona byłego premiera, albo jeszcze przed głosowaniem będzie musiała się pogodzić z porażką. Dlaczego? Bo Jerzy Szmajdziński (który również ma szansę zostać kandydatem SLD) zebrałby co najwyżej 10 procent głosów.
Cimoszewicz nie chce, ale będzie musiał?
2009-09-14
11:11
Jeśli Lewica chce odegrać znaczącą rolę w przyszłorocznych wyborach prezydenckich, to powinna postawić na Włodzimierza Cimoszewicza. Inny kandydat nie ma szans w starciu z „wielką dwójką” Tusk - Kaczyński. Problem w tym, że on sam kandydować nie chce!