"Super Express": - Których polskich polityków uważa pan za najbardziej wartościowych?
Aleksander Kwaśniewski: - Nie chcę robić tego typu rankingów. W polskich partiach jest ich trochę. Pokusiłbym się tylko o wymienienie takich polityków na lewicy: Cimoszewicz i Szmajdziński, z młodszych - Olejniczak i Napieralski i zupełnie nowe pokolenie - Sierakowski.
- Jak w takim razie ocenia pan ostatnią decyzję, że rząd PO rekomenduje Włodzimierza Cimoszewicza do Rady Europy?
- Kandydatura Cimoszewicza to ciekawy, ważny i dobry pomysł. On się świetnie do tej roli nadaje, zna tę instytucję, np. w czasie kryzysu w Kijowie reprezentował Radę Europy, bowiem Polska wtedy jej przewodniczyła. Pomysł ciekawy, bowiem wyraźnie chce otworzyć Platformę w stronę niektórych środowisk centrolewicowych, co w czasach kryzysu i potrzeby poszukiwania przez rząd szerszego poparcia w różnych sprawach ma sens. A ważny, bowiem mam nadzieję, że tworzy dobrą zasadę obsady stanowisk nie tylko swoimi - miernymi, ale cudzymi, za to kompetentnymi. Myślę, że po krótkim szoku lewica też uzna, że jest to jej sukces. Jeśli Cimoszewicz uzyska to stanowisko, będzie przecież niezwykle wpływowym politykiem europejskim, wywodzącym się z polskiej lewicy, z SLD. To może być również użyteczne dla przyszłości polskiej lewicy.
- Wcześniej Danuta Hübner postanowiła startować do PE z listy Platformy. To też pana nie zaskoczyło?
- Tak i nie. Danusia Hübner przyjęła propozycję premiera, gdyż daje jej to stuprocentową pewność, że pozostanie w organizacjach unijnych. Poza tym ona nigdy nie była afiliowana politycznie po tej, czy innej stronie.
- W wywiadzie dla "Super Expressu" były premier Jerzy Buzek, który 10 lat temu ratyfikował przystąpienie Polski do NATO, stwierdził, że było to jedno z dwóch, poza wejściem do UE, przełomowych wydarzeń w dziejach współczesnej Polski. Pan, jako prezydent, też złożył swój podpis pod traktatem akcesyjnym...
- Oczywiście, zgadzam się. Przystąpienie Polski do Paktu Północnoatlantyckiego uważam za jeden z filarów naszej pozycji we współczesnym świecie. Polska, należąca wcześniej do Układu Warszawskiego, zdecydowała się wówczas na całkowitą zmianę sojuszy. Moim zdaniem niezwykle ważnym aspektem tego wydarzenia był fakt, iż odbywało się z udziałem partii, którą zwykło się nazywać postkomunistyczną.
- Jakich reform wymaga dziś Sojusz?
- Pakt musi reagować dziś na zagrożenia o wiele bardziej skomplikowane niż zwykłe działania militarne, jak walka z terroryzmem, z zorganizowaną przestępczością, z proliferacją broni jądrowej. Afganistan jest dla NATO taką nadzwyczajną próbą. Do tej pory nikomu nie udało się tam zwyciężyć, ale trzeba mieć nadzieję, że tym razem misja okaże się sukcesem.
- Na ile realne jest szybkie rozszerzenie NATO?
- Dla dalszego rozwoju struktury euroatlantyckiej potrzebujemy Ukrainy, Gruzji, ale też innych państw, jak choćby kraje bałkańskie. Potrzebujemy także Rosji jako kraju, który powinien z NATO bardzo blisko współpracować. Polska nadal powinna być adwokatem rozszerzania, tłumacząc partnerom zachodnim, że to tutaj trwa prawdziwy bój o przyszłe bezpieczeństwo świata.
- Jak pan ocenia antykryzysowe działania naszych władz?
- Sytuacja gospodarza w Polsce od wielu miesięcy pogarszała się, ale ludzie jej nie odczuwali. W związku z tym rząd przyjął koncepcję, by nie mówiąc o kryzysie, nie prowokować go. Dziś już wiadomo, że polski kryzys będzie miał charakter pełzający, będzie on narastał powoli i atakował jak trwała i męcząca choroba. Oczywiście w tym momencie od rządu należy oczekiwać bardzo poważnych działań, ale nie wolno go krytykować za brak gotowych odpowiedzi, bo nikt takich nie ma. Niewątpliwie współpraca rządu z prezydentem i opozycją jest koniecznością.
Nie boi się pan, że kryzys może Polskę dotknąć zdecydowanie mocniej niż silne kraje zachodnie, ponieważ nasza gospodarka w dużej mierze opiera się na zagranicznych inwestycjach?
- To prognoza z sufitu. Przede wszystkim dlatego, że nasza gospodarka do wielkich nie należy i gdy mamy do czynienia z globalnym kryzysem, to globalne gospodarki cierpią o wiele bardziej niż te mniejsze. Porównując kryzys do grypy: gdy na świecie panuje jej epidemia, to dotyka wszystkich bez wyjątku, a my w tym wypadku jesteśmy trochę lepiej zaszczepieni na tę chorobę.
- Kiedy Polska powinna wejść do strefy euro?
- W obecnej sytuacji mówienie o konkretnych terminach jest wróżeniem z fusów. Dziś ani my nie jesteśmy gotowi do skracania unijnych procedur związanych z euro, ani UE nie ma pomysłu, kiedy przyłączyć kolejne kraje. A dla niej jest to ryzyko. Dlatego mamy przed sobą trudny bój. Na pewno musimy intensywnie pracować nad dostosowywaniem procedur.
- Czy wprowadzenie euro faktycznie jest receptą na kryzys?
- Euro włącza dużą polską gospodarkę do obiegu europejskiego, sprawia, że stajemy się dla Europy partnerem, z którym trzeba się zdecydowanie bardziej liczyć. Poza tym różne kłopoty, z którymi boryka się Europa, będą wpływać na Polskę w o wiele bardziej zrównoważony sposób niż dziś.
- Ale Polacy boją się drożyzny...
- Być może krótkofalowo euro spowoduje drożyznę, jednak w dłuższej perspektywie da ludziom spokój, a i reakcje ekonomiczne staną się o wiele łatwiejsze do przewidzenia. Tak samo jak drożyzny w wyniku wprowadzenia euro w Polsce bałbym się tego, że bez euro Polska na rynku walutowym może mieć kłopoty z wahaniami kursów. Gdy patrzę na kraje, które weszły do euro, nie tylko na Słowenię czy Słowację, ale także Niemcy, Francję czy Hiszpanię, wyraźnie widać, iż wejście do strefy euro miało pozytywne skutki.
- Czy w dobie kryzysu powinno się finansować partie polityczne z budżetu państwa?
- Zabranie partiom tych pieniędzy jest wylewaniem dziecka z kąpielą, gdyż oznacza, że politycy walczący o nasze interesy będą korzystać ze środków nie do końca jawnych. Owszem, partiom można zmniejszyć pieniądze, ale nie można pozwolić na to, by były finansowane w sposób niekontrolowany. W czasie kryzysu partie same powinny zrezygnować z części swoich wydatków, np. z takich kosztownych kampanii, jakie ostatnio miał PiS - to przykład demoralizujący.
- Jak ocenia pan ostry język w polityce, np. wypowiedzi Janusza Palikota czy Jacka Kurskiego?
- Gdy mówimy o polityce, o sprawach ważnych, to oczywiście ten język kolorowy, ciekawostkowy, prowokacyjny jest niedobry. Mógłby mieć sens gdzieś na obrzeżach działań politycznych, jako próba komentarza czy ostudzenia pewnych nastrojów. Jednak, gdyby debata o polskiej polityce i o Polsce w przyszłości miała odbywać się wyłącznie między panami Palikotem i Kurskim, to myślę, że bylibyśmy w bardzo dramatycznym położeniu. Na szczęście znacząca część polityków z reguły wie, o czym mówi. I ta barwna otoczka, która wielu emocjonuje, jest tylko wisienką na ciastku, a nie istotą sprawy.
- A gdy Lech Wałęsa wypomina Sławomirowi Cenckiewiczowi ubecką przeszłość jego dziadka?
- Wałęsa jest człowiekiem emocjonalnym, ale ma prawo tak się zachowywać, tak samo jak ma prawo dostępu do swoich dokumentów. To nieuczciwe, że IPN zaczyna pisanie historii Wałęsy od lat 70., próbując w ten sposób podważyć jego dalszą działalność, Solidarność, Okrągły Stół. Nigdy nie miałem z Lechem Wałęsą wyjątkowo bliskich relacji, natomiast szanuję go jako istotny element historii Polski, człowieka, który znalazł się w pewnej matni w dużej mierze przez swoich przyjaciół i najbliższych współpracowników.
- Co się stało, że rząd nagle - po ośmiu miesiącach - przywrócił funkcję rzecznika prasowego?
- Nie wiem. Moim zdaniem rola rzecznika jest skończona. Dlatego, że przy dzisiejszym tempie i intensywności prac rzecznik nie jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie nękające społeczeństwo pytania. Ostatnim rzecznikiem z prawdziwego zdarzenia był według mnie Jerzy Urban. Niewątpliwie był on osobą wyrazistą politycznie, wpływową. Później reaktywować ten urząd próbował premier Mazowiecki, powołując panią Niezabitowską, ale zabieg ten nie okazał się do końca skuteczny. Nawet powołanie pani Liszki pokazało, że rzecznik w zasadzie pełni dziś funkcję organizacyjną. Być może obecna nominacja wynika z kryzysu i potrzeby, aby jedna osoba wzięła na swoje barki informowanie społeczeństwa o rzeczach trudnych.
- Co pan sądzi o zmianie wizerunku PiS. Zdaniem Jarosława Kaczyńskiego jest partią pokoju...
- To zabieg PR-owski. Najwyraźniej ktoś doradził PiS, by ze względu na ogólną sytuację zrezygnował z "mięsa" i nagle zaczął żywić się "roślinkami" Oczywiście wegetariańska dieta jest zdrowa, ale czy to się uda? Na ogół natura jest silniejsza od PR-u.
- Czy będzie pan wspierał rozsypaną polską lewicę? A jeśli tak - to po stronie SLD czy SdPl?
- Nie cieszy mnie to, co dzieje się na lewicy. Wolałbym, by była wspólna, zjednoczona. W tym kontekście całkiem sensowny wydaje mi się pomysł SLD o otwarciu list dla innych. Ale ciągle za dużą rolę grają emocje, zaszłości, brak zaufania. Niezależnie od wszystkiego lewica będzie istniała na mapie polskiej polityki, gdyż jest potrzebna, również w PE.
Aleksander Kwaśniewski
Prezydent RP w latach 1995-2005