Pierwsze chrześcijańskie zbiorowe miejsca pochówków były drążone pod ziemią. Czym kierowali się ludzie, którzy ponad 17 wieków temu zaczęli zamurowywać ciała swoich bliskich w niszach wzdłuż podziemnych chodników? Tradycją? Ostrożnością? Raczej ekonomią.
Piekło a podatki
Własność ziemska, zgodnie z literą prawa rzymskiego, sięgała "do piekieł". W praktyce oznaczało to dowolność wykorzystania ziemi pod powierzchnią gruntu. Ktoś, kto miał niewielką działkę, mógł zbudować na niej bardzo głęboką kopalnię, studnię, a choćby i podziemny wieżowiec, a podatek płacił tylko od tego, co wystawało ponad powierzchnię. To skłoniło chrześcijan, by maksymalnie wykorzystać swoje niewielkie ziemskie własności, w granicach których chowali zmarłych.
Powstaniu katakumb sprzyjały warunki geologiczne. Gdyby chrześcijaństwo narodziło się np. na północy Europy, zamiast katakumb powstałyby tam raczej kurhany.
W Rzymie i okolicach od wieków wydobywano tuf - kruchą skałę wulkaniczną, z której robiono zaprawę murarską. Najlepszymi rzymskimi grabarzami, "fossori", byli górnicy. Oni doskonale wiedzieli, gdzie kopać, żeby się przekopać, a nie zakopać w miałkim wulkanicznym pyle. Znali właściwości skał całej Kampanii i Lacjum. Bez trudu schodzili więc pod ziemię, wykorzystując swoje kopalniane doświadczenia w cmentarnych warunkach. Podobnie jak kopalnie tufu, katakumby miały wąskie, ledwie metrowe chodniki. Poszczególne skalne komory, jednakowej na ogół wielkości, drążono jedna za drugą, w biegnących równolegle korytarzach. Urobek wynoszono na zewnątrz przez wąskie szyby, pełniące później rolę wywietrzników.
Rzadkie zejścia do zeszłych
W miarę starzenia się katakumb korytarze, których już nikt nie odwiedzał, zasypywano materiałem pochodzącym z nowych komór. Wykorzystanie starego grobu na nowy pochówek było dla wczesnych chrześcijan nie do pomyślenia. Dlatego jedne części katakumb były zasypywane, inne zaś drążone coraz bardziej w głąb.
Ale nawet na najwyższych poziomach, gdzie przez wyloty docierało powietrze, ledwie można było wytrzymać. Chrześcijanin chowający bliską osobę w katakumbach odwiedzał ją rzadko, zwykle w 3-9 dni po śmierci i w pierwszą rocznicę. Taka wizyta polegała na zapaleniu lampki oliwnej wmurowanej tuż przy miejscu pochówku lub kupionej od grabarza i wniesionej do wnętrza.
Za to na zewnątrz, w przeznaczonych do tego salach, odbywały się bankiety pogrzebowe. Wewnątrz katakumb w czasach, kiedy były wykorzystywane zgodnie z przeznaczeniem, panował nieopisany fetor rozkładających się ciał. Nic dziwnego, bo zawijano je w całuny ledwie przykrywane ceramicznymi dachówkami połączonymi zaprawą. Tuf jest skałą porowatą, przez pory wydostawały się więc wyziewy.
Dlatego wizyty w katakumbach często kończyły się omdleniami, tym bardziej że w korytarzach dodatkowo unosił się mocny zapach wonnych olejków, w które wyposażano zmarłych.
Sypialnia przy uskoku
Podziemne korytarze przecinały się pod kątem prostym, węższe chodniki biegły równolegle. Trudno było więc o jakiś punkt orientacyjny, pomagający w dotarciu do konkretnego miejsca pochówku. Na szczęście równie trudno było w katakumbach zabłądzić. Wystarczyło trafić do głównego korytarza i w półmroku szukać światła padającego z góry, z wyjścia. Dla lepszej orientacji wmurowywano przy poszczególnych kwaterach kawałki naczyń z ornamentami, stare monety, a w przypadku dzieci - gliniane świnki lub kościane laleczki. Nie na wiele się to jednak zdało.
Przez kilkaset lat słowo katakumby w ogóle nie funkcjonowało, ponieważ go nie było. Aż do VII wieku chrześcijanie używali wyłącznie nazwy "cmentarz" - po rzymsku cymiterium, czyli sypialnia. W VII wieku pojawiło się słowo katakumba, pochodzące od "kata kumben", dosłownie "przy uskoku". Tak nazywano w Rzymie najstarszy podziemny cmentarz chrześcijan przy Via Appia - cel licznych pielgrzymek.
Słowo "katakumby" upowszechniło się więc, kiedy już ich nie budowano. Używali go pielgrzymi odwiedzający podziemne groby męczenników. Od VI wieku ze względu na zainteresowanie zwiedzaniem, w katakumbach zaczęto instalować sięgające powierzchni szyby, tak zwane lucenaria. Wpadało przez nie powietrze i światło niezbędne żywym, schodzącym do świata zmarłych.
Schodzimy pod ziemię
Grób w katakumbach był droższy od dołu ziemnego na powierzchni. Za najuboższą podziemną kwaterę, tak zwane loculus, trzeba było zapłacić jednego solidusa - złotą monetę ważącą 4,5 grama.
Zwyczaju grzebania w katakumbach chrześcijanie zaniechali na początku V wieku. Później, kiedy zabrano z katakumb relikwie męczenników, podziemne cmentarzyska opustoszały. Na terenie wczesnośredniowiecznego Rzymu zaczęto wznosić cmentarze przykościelne, bezpieczne, bo chronione przed grabieżą murami. Katakumby odkryto na nowo dopiero w XVI wieku. Do tej pory czas zatarł miejsca prowadzące pod ziemię.
W XVII-XIX wieku katakumby stały się kopalnią pseudorelikwii. Rzekome cudownie zachowane ciała męczenników fabrykowano z wyniesionych z katakumb szkieletów zatapianych w wosku. Z okresu rabowania relikwii do dzisiaj zachowały się przy wejściu do niektórych katakumb tabliczki grożące klątwą papieską każdemu, kto naruszy szczątki.
W największych spośród przeszło 60 rzymskich katakumb korytarze mają łączną długość nawet kilku kilometrów. Wszystkie korytarze rzymskich katakumb mierzą setki kilometrów. Leżą wzdłuż nich dziesiątki tysięcy grobów. Najniższy poziom katakumb św. Kaliksta, jednych z najbardziej okazałych w Rzymie, znajduje się 20 metrów pod powierzchnią.