Choć niemiecka agresja zaczęła się od nalotu na Wieluń (o 4:35 bombowce nurkujące zaczęły nalot, skutkiem którego była śmierć od 1 do 2 tys. mieszkańców), to przyjęło się uważać, że wojnę rozpoczął ostrzał Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte pancernika szkoleniowego „Schleswig-Holstein”. O 4:45? Nie, o 3 minuty później, bo tyle trwała zmiana pozycji okrętu. O 4:48 stary pancernik z I wojny światowej wystrzelił 8 pocisków 280 mm i 59 pocisków 150 mm. Pociski z dział głównych nie wyrządził większej szkody umocnieniom na Westerplatte, bo miały do celu zbyt blisko. Albo nie zdążyły się uzbroić, albo przelatywały nad celami. Wieluń nie odbiera rangi światowego symbolu Westerplatte. Fakty są faktami. „Według naszych ustaleń II wojna światowa tak naprawdę rozpoczęła się od bombardowania Wielunia, na kilka minut przed salwą pancernika Schleswig-Holsteina w kierunku Westerplatte”– stwierdził w 1999 r. prof. Witold Kulesza, dyrektor Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (poprzedniczki Instytutu Pamięci Narodowej).
To pojęcie jest niemieckiego autorstwa
Często wojnę niemiecko-polską określa się mianem „kampanii wrześniowej”. Pomijając fakt, że ostatnia bitwa miała miejsce pod Kockiem, od 2 do 5 października, termin ten jest pochodzenia… niemieckiego. W tym ujęciu kampania wrześniowa trwała 2 tygodnie. Josef Goebbels mocno przesadził, bo przecież Warszawa skapitulowała dopiero 28 września (nie mówiąc już o Modlinie czy Helu). Określenie „kampania wrześniowa” przyjęła się u nas w czasach Polski Ludowej i tak się zakorzeniła, że zapomina się, że to agresorzy byli jego autorami.
Nie szli do nieba czwórkami
O kolejnym micie, gdzieniegdzie jeszcze pokutującym, przypominamy z dziennikarskiego obowiązku. Westerplatte nie było polskimi Termopilami i żołnierze ze składnicy nie szli „czwórkami do nieba”. Walki o Składnicę wrosły w polską historię i legendę, przez lata je przewartościowano. Prawda jest taka, że znaczenie dla morale polskiego społeczeństwa (i polityczne) było wielkie („Westerplatte broni się...”), ale z militarnego punktu widzenia oblężenie/obrona miała charakter lokalny. Z 210 obrońców zginęło 15 (wszystkim pośmiertnie przyznano Virtuti Militari), a 50 odniosło rany, w większości uniemożliwiające im udział w walce. Polacy zabili od 200 do 300 Niemców i kilkuset ranili. Co do tego, ile szturmów odparli, zdania są podzielone. Od kilku do kilkunastu.
Na czołgi nie z lancami, ale z Ur-ami
W kolejny mit wierzy się bardziej na Zachodzie niż w Polsce. Mowa o ułanach szarżujących na czołgi, które to domniemane natarcia uwiecznił trwale w filmie „Lotna” Andrzej Wajda. Ten wybitny reżyser potraktował te sceny jako symboliczny, poetycki przekaz i prawdopodobnie wówczas nie wiedział, że powielał propagandę włoską lub niemiecką. Historycy nie mogą dojść w tej kwestii do jednoznacznego stanowiska. Gdy Wajda kręcił te sceny, to komunistycznej propagandzie było to na rękę. Dziś już nie trzeba powtarzać tej bzdury.
Przegraliśmy, bo mieliśmy armię rodem z I wojny światowej – taki pogląd też jest żywy. Owszem, dysproporcje sił były ogromne, oczywiście na korzyść III Rzeszy. Nie znaczy to, że nasza armia miała się tak do niemieckiej, jak etiopska do włoskiej. Nadal silny jest i w Polsce taki stereotyp: Polacy jeździli na konikach i machali szablami, a Niemcy wozili wojsko na ciężarówkach i rozjeżdżali ułanów czołgami, których myśmy nie mieli. Zacznijmy od końca. Fakt, przewaga broni pancernej wroga była miażdżąca. Tym nie mniej nasze 7TP był co najmniej równorzędnym przeciwnikiem dla niemieckich PZ-II, Pz-35(t) i Pz-38(t). One i PZ-I stanowiły główną siłę uderzeniową niemieckich dywizji pancernych. Z tymi ostatnimi śmiało mogły się zmierzyć tankietki TKS, szczególnie te uzbrojone w najcięższe karabiny maszynowe o kalibrze 20 mm. Nasze armaty przeciwpancerne Bofors o kalibrze 37 mm przebijały pancerze wszystkich czołgów wroga, łącznie z PZ-III i PZ-IV. Tego sprzętu Wojsko Polskie miało jednak za mało. Jak prawie wszystkiego.
Ułan nie walczył z konie, ale z ziemi
Wróćmy jednak do mitu o zmechanizowanym Wehrmachcie. Niemcy też mieli kawalerię, jedną brygadę. (która zbierała baty od naszych). I oprócz 2696 czołgów, 85 tys. ciężarówek Wehrmacht miał na stanie 363 tys. koni i 74 tys. pojazdów konnych (bryczek, furmanek itp.). Tyle ciężarówek co mieli Niemcy, to chyba w całej II RP nie było. Stąd też środkiem transportu dla naszego wojska była jego własne nogi, furmanki, no i konie. Polska miał 11 brygad kawalerii, a ułan w 1939 r. nie był tym kawalerzystą, co pół wieku wcześniej. Koń służył ułanowi jako tzw. środek transportu. Ułani zasadniczo walczyli jak piechurzy. Byli bardziej mobilni od tradycyjnych piechociarzy i lepiej od nich uzbrojeni. Na wyposażeniu kawalerii były wspomniane Boforsy i większość karabinów przeciwpancernych Ur, których pociski miały trudności w penetracji pancerzy jedynie PZ-IV.
Nie tylko Niemcy na nas napadli
1 września napadły na nas siły zbrojne III Rzeszy. Oczywiście, ale nie zapominajmy, że od południa pomagało im 50 tys. żołnierzy słowackich, z którymi współdziałał, zorganizowany przez Niemców w Słowacji, nacjonalistyczny Legion Ukraiński. Jeśli już jesteśmy przy walkach z agresorami, to należy przejść do przedstawienia kolejnego mitu: Wojsko Polskie zadało im olbrzymie straty w ludziach. No, nie do końca tak było. Z 1,65 mln żołnierzy niemieckich w wojnie z Wojskiem Polskim zginęło (wg danych Oberkommando der Wehrmacht) 16343. Polska wystawiła 1,2 mln żołnierza, z których zginęło ponad 60 tys. (plus ok. 7 tys. od kul, pocisków i bomb Armii Czerwonej). Dla porównania: w tym czasie nasz sojusznik – Francja straciła w „dziwnej wojnie” 28 żołnierzy. A jak już mowa o Francji, to trzeba wiedzieć, że straty w sprzęcie, jaki odnotował Wehrmacht po „dwóch tygodniach” bliztkriegu, zdaniem wielu ekspertów, również niemieckich, były na tyle duże, że III Rzesza przełożyła agresję na Zachód z jesieni 1939 r. na wiosnę 1940.
Jest coś, co jest bezdyskusyjne
Świadomie pomijamy w tym obalaniu mitów „wyzwoleńczy pochód” Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwona, bo to temat do przedstawienia na 17 września, a i mitów (poza sowiecką propagandą) w tej części historii wojny obronnej w 1939 r. jest niewiele. Przedstawiliśmy tylko część zakorzenionych stereotypów dotyczących wojny niemiecko-polskiej, mając świadomość, że ich lista może być dyskusyjna. Bezdyskusyjne jest, że to, co 1 września 1939 r. zaczęła III Rzesza do spółki ze CCCP, kosztowało świat życie 72 milionów ludzi, w tym 47 milionów cywilów...