- Posłowie koalicji rządowej zdecydowali, że wszyscy bez wyjątku będziemy harować do 67. roku życia. Ale o swoją skórę i wygody politycy nie muszą się martwić. Pojawiają się w gmachu przy ul. Wiejskiej z reguły 2-3 razy w miesiącu na trzydniowych posiedzeniach. Dostają 10 tys. zł miesięcznie pensji, dodatkowo 2500 tys. zł poselskiej diety i 11 650 tys. zł na prowadzenie biura. Mogą bezkarnie łamać prawo, bo chroni ich immunitet. Mogą za darmo jeździć pociągami i korzystać z linii lotniczych w dowolnym celu. Jak im się powinie noga i nie dostaną się w następnej kadencji do Sejmu, na "osłodę" dostają 30 tys. zł odprawy. Kiedy chcą wynająć mieszkanie w Warszawie, Kancelaria Sejmu co miesiąc przelewa im na konto 2200 zł. A kiedy chcą podróżować po Polsce i skorzystać z wypasionego hotelu - podatnicy płacą w roku 7600 zł za ich wygody.
Mając takie luksusy, mogą spokojnie pracować do 67. roku życia. Mało tego, wielu z nich nie jest w stanie spędzić w pracy nawet 60 dni. Są tacy, którzy opuszczają połowę głosowań! Rekordzistą jest posłanka PO Dorota Rutkowska (50 l.), która w tej kadencji uczestniczyła zaledwie w 59 proc. głosowań.
Niektórzy politolodzy twierdzą jednak, że powinniśmy się cieszyć z lenistwa posłów. - Może to i dobrze, że pracują zaledwie 600 godzin w roku - mówi prof. Kazimierz Kik (65 l.). - Gdyby pojawiali się w Sejmie częściej, bałagan mógłby być jeszcze większy.
Darmozjady?
Józef Zych (74 I.), PSL 37 proc. nieobecności
600 godzin pracy w roku Pensja 12 400 zł
Dorota Rutkowska (50 I.), PO 41 proc. nieobecności
600 godzin pracy w roku Pensja 12 400 zł
Cezary kucharski (40 I.), PO 37 proc. nieobecności
600 godzin pracy w roku Pensja 12 400 zł
Mirosław Pawlak (70 I.), PO 36 proc. nieobecności
600 godzin pracy w roku Pensja 12 400 zł
A oni harują 1900 godzin rocznie
Wojciech Lulewicz (28 l.), kierownik wytwórni asfaltu z Białegostoku:
- Praca w takim zakładzie to dla organizmu człowieka olbrzymie obciążenie zarówno psychiczne, jak i fizyczne. Pracuję po 10-12 godzin dziennie, także w soboty i niedziele, ponieważ budowa drogi nie może czekać na asfalt. Dojeżdżam do pracy najczęściej na 6 rano, więc często muszę wstać o godz. 5.
Jan Siemianowicz (51 l.), operator buldożera z Dobrzyniewa Dużego:
- Pracuję w tym zawodzie od 30 lat. To praca w systemie zmianowym, więc albo wracam z pracy do domu późnym wieczorem, albo muszę wstać o 3 rano, aby zdążyć do roboty na czas. Jeśli zdrowie pozwoli i w wieku 67 lat będę czuł się na siłach, by wciąż pracować, to i tak wątpię, żeby lekarz mi na to pozwolił.
Michał Żłobin (21 l.), kamieniarz z Supraśla:
- Pracę w zakładzie kamieniarskim pod Białymstokiem rozpoczynamy o godz. 7 rano, więc z domu trzeba wyjść najpóźniej o godz. 6, aby zdążyć na czas. W tygodniu pracujemy po 10, a w soboty po 8 godzin dziennie. To na pewno nie jest praca dla ludzi starszych. Tu trzeba zdrowia i siły, bo jedna płyta waży 300 kg.