Organizacje pozarządowe są zdania, że powinny być karane sklepy, w których jedzenie się przeterminowuje: kupują za dużo lub nie takie, jakiego poszukują klienci i dlatego odpowiadają za „klęskę urodzaju” sklepowej żywności.
W Unii Europejskiej same gospodarstwa domowe marnują aż 47 mln ton żywności rocznie.
Ogromną ilość jedzenia marnują wielkie sieci handlowe, nie mające najwyraźniej dobrego systemu pozwalającego przeceniać produkty, których czas leżenia na półce się kończy.
W Polsce marnuje się mnóstwo mięsa, wywożonego z sieci sklepów przez jedne firmy, odbierane z magazynów przez inne, a utylizowane przez jeszcze inne. Interes się więc kręci, ale masa żywności trafia do spalarni.
Wysoko przetworzone - mało przetwarzalne
Zgodnie z projektem ustawy, małe sklepy, po upływie daty ważności powinny oddać żywność do utylizacji lub do przetworzenia, jeśli ta się do tego nadaje. Niestety, większość się nie nadaje.
W maju zacznie obowiązywać unijna dyrektywa w sprawie odpadów, zgodnie z którą państwa członkowskie co roku będą musiały składać raport: ile żywności zmarnowały, a ile przetworzyły lub oddały organizacjom. Celem dyrektywy jest zredukowanie marnotrawstwa o połowę w ciągu 10 lat. Ale będzie to możliwe przy dobrej woli państw, które skorzystają bądź nie z katalogu narzędzi służących do postępowania z żywnością, podanego przez dyrektywę. Jednym z takich narzędzi jest zmniejszenie ilości produktów spożywczych na rynku, żeby ograniczyć straty.
Wysoka cena a CO2
Żywność, z której nie da się zrobić niczego innego, powinna być zużyta do produkcji biopaliw. Spalanie, emitujące masę CO2, ma być ostatecznością.
U nas, w związku z wchodzącą niebawem w życie dyrektywą unijną, mówi się w ministerstwie środowiska o produkcji wysokiej jakości kompostu, dzięki specjalnym, innowacyjnym instalacjom do jego wytwarzania, a także o biogazowniach. Problemem jest opłacalność. Z uwagi na cenę benzyny, a co za tym idzie transportu, sprawa może okazać się kompletnie nieopłacalna.