Pielgrzymi oznakowali szlak prowadzący do Matki Boskiej czerwonymi wstążkami. Prawie sucha sosna, przepasana czarnym różańcem, stoi za głębokim wykopem. Z daleka na pniu, w miejscu obciętej gałęzi, widać zarys Czarnej Madonny.
- Wygląda jak nasza Matuchna z Częstochowy, jest piękna i cudowna - mówi Genonefa Drab (63 l.) z Miedźna. - Ma ciemną, poważną twarz, widać jej suknię, po lewej trzyma Dzieciątko. Z bliska jej twarz się rozmywa - dodaje. Rozmodleni wierni są pewni, że są świadkami cudu, a Matka Boska pojawiła się tu, by uzdrawiać ludzi.
Leśnicy są bardziej sceptyczni. - To są jakieś przebarwienia, wyciek żywicy na sęku, który ułożył się w jakiś kształt - tłumaczy Jerzy Mikłowski, nadleśniczy z Kłobucka.
Proboszcz parafii w Miedźnie wybiera się do lasu, chce zobaczyć sosnę. - Aby mówić o cudzie, potrzeba uzdrowień. To może trwać nawet latami. A może być tak, że kolejna żywica wypłynie, zakryje ten wyciek i wszystko zniknie - mówi Andrzej Walaszek.
Biskup pomocniczy archidiecezji częstochowskiej Antoni Długosz bardzo oszczędnie wypowiada się na temat cudu w Ostrowach. - Kościół musi być ostrożny w takich sytuacjach. Jeśli to jest sprawa Boża, sama się obroni - mówi.