Jeszcze do nich nie dotarło, że stracili dorobek całego życia. Dziękują Bogu, że nie zginęli w płomieniach. W głowach wciąż mają krzyki płonących żywcem ludzi i ten przeraźliwy syk. Syk zabójczego gazu...
ZOBACZ: Wybuch gazu w Jankowie Przygodzkim. To operator koparki uszkodził gazociąg?
Edward Marciniak w chwili katastrofy był w piwnicy. Zszedł tam z małżonką, by sprawdzić, jak działa piec centralnego ogrzewania. To ich ocaliło.
- Nagle huknęło, a ściany zadrżały. To było tak przerażające, że choć nie wiedzieliśmy, co się stało, czuliśmy, że jest to coś strasznego - opowiada ocalały. Chwycił żonę za rękę i wyszli z piwnicy.
- Tam już był dym. Wiedziałem, że mamy mało czasu i że za chwilę może być za późno na ucieczkę - opowiada pan Edward.
- Na zewnątrz zrozumieliśmy, że jesteśmy w piekle. Wszystko wokół zaczęło się topić - dodaje Kazimiera Marciniak (71 l.).
Dom Józefa Schmidta (66 l.) dzieli zaledwie jedna ulica od miejsca, gdzie doszło do eksplozji. Wybiegł z domu i myślał, że śni. Że to koszmar, z którego nie może się obudzić.
- Widziałem płonących ludzi. To byli ci nieszczęśni robotnicy, którzy remontowali gazociąg - mówi. Choć żar lał się z płonącego krateru, pan Józef usiłował pomóc pracownikom gazociągu.
- Jednego wepchnąłem do rowu z wodą. Inni sami tarzali się w ziemi, żeby ugasić płonące ubrania - mówi pan Józef.
Monika Sikora (31 l.) była w domu sama z dzieckiem, gdy silny wstrząs omal nie rzucił jej na podłogę. Za oknem widziała łunę.
- Chwyciłam dziecko i wybiegłam z domu. Całe szczęście akurat przyjechał mąż Artur (33 l.) i uciekliśmy - dodaje.
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: WIELKI POŻAR po wybuchu gazu w Przygodzicach! 2 OSOBY NIE ŻYJĄ wiele budynków spłonęło
Na miejscu katastrofy są śledczy, którzy badają okoliczności wybuchu. Jest niemal pewne, że spowodował ją pracownik firmy działającej na zlecenie Gaz-Systemu, właściciela gazociągu. Prawdopodobnie uszkodził rurę ramieniem koparki. Dwie osoby, które poniosły śmierć na miejscu, to właśnie pracownicy tej firmy. Trzeci pracownik w stanie ciężkim został przetransportowany śmigłowcem do specjalistycznego szpitala w Siemianowicach Śląskich.
Pozostali ranni - 13 osób, to mieszkańcy wsi. Wśród nich jest trójka dzieci.
Na miejsce katastrofy przyjechał premier Donald Tusk (56 l.).
- Samorządowcy i wojewoda zapewniają mnie, że nie pozostawią poszkodowanych samych - podkreślił premier. Wojewoda wielkopolski mówił o wypłacie 6 tysięcy dla każdej rodziny. Operator gazociągu firma Gaz-System poinformowała z kolei, że przekaże dla ofiar pożaru 240 mln złotych.