20-letni Kamil od kilku lat zmagał się z nowotworem złośliwym. Choroba była już w tak zaawansowanym stanie, że zaatakowała jego płuca i wątrobę. Chłopak leżał w śpiączce, nie oddychał samodzielnie. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie, a jego śmierć była kwestią godzin. Jednak nadzieja powinna zawsze umierać ostatnia. W pewnym momencie stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Kamil wybudził się. Jego choroba zaczęła się cofać. Teraz jest już w swoim rodzinnym domu. Nawet włosy mu odrastają po chemioterapii. Rodzina chłopaka twierdzi, ze stał się cud. Bowiem do samego końca modlili się do św. Antoniego. Sanktuarium w pobliskiej Radecznicy jest jedynym na świecie miejscem objawień świętego. - Takie historie wypowiedziane publicznie powinny nam przypominać, że nadzieja ma zawsze umrzeć na samiusieńkim końcu. - twierdzi ojciec Zenon Burdak, wikary z Radecznicy. Lekarze podchodzą z dystansem do tej teorii. - Osobiście nie wierzę w cudowne uzdrowienia. O takich przypadkach nie mówi też nic współczesna medycyna. - mówi dr n. med. Wojciech Prażmo, specjalista chirurgii ogólnej i onkologicznej.
Zobacz: Cud medycyny! Dziecko postrzelone w łonie matki przeżyło