Do cudownego zniknięcia Macierewicza doszło 10 października. Tego dnia pan poseł i były likwidator Wojskowych Służb Informacyjnych miał stawić się w sądzie. Poszło właśnie o likwidację WSI, o co z Macierewiczem procesuje się były szef WSI gen. Marek Dukaczewski (60 l.).
Do sądu poseł PiS jednak nie przyjechał. Miał usprawiedliwienie - tego dnia miał być na Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich. Jej członkowie mieli rozpatrywać wniosek o pociągnięcie go do odpowiedzialności karnej. Komisja jednak się nie odbyła, bo sam zainteresowany nie przyszedł. Wysłał pismo, że nie może się stawić, bo... musi być w sądzie.
- Pan poseł Macierewicz przedstawił zaświadczenie, że w tym samym czasie ma sprawę w Sądzie Rejonowym Warszawa-Śródmieście. Jak się potem okazało, w sądzie usprawiedliwił się, że ma komisję - potwierdza szef komisji Maciej Mroczek (39 l.) z Ruchu Palikota.
Nie był na komisji, nie był na rozprawie. To gdzie był? Tego nie chciał nam powiedzieć. Ale wytłumaczenie miał: wina Tuska. Przekonywał nas, że posiedzenie komisji przełożono nie z jego powodu, ale miało to związek z wystąpieniem premiera Donalda Tuska (55 l.) w Sejmie. - Było duże zapętlenie. Drugie exposé premiera Tuska. To dlatego nie było posiedzenia komisji i nie byłem obecny na rozprawie - mówi nam Macierewicz.