Marzenę Piosik (31 l.) w przerwie cyrkowego show pogryzł... tygrys. Zamiast szczerzyć kły do zdjęcia, rzucił się na kobietę i z całej siły chapsnął ją za łydkę. Właściciel cyrku uważa, że nic takiego się nie stało.
- Gdy zobaczyłam afisz, że do naszej miejscowości przyjeżdża cyrk, od razu postanowiłam, że wybiorę się do niego z moimi dwiema córkami. Taka gratka nieczęsto się u nas zdarza - wspomina pogryziona Marzena Piosik z Siedlca pod Wolsztynem (woj. wielkopolskie).
Noga w paszczy
W trakcie przedstawienia matka i córki zauważyły obok areny podium, a przy nim młodego tygrysa. Jego opiekun zachęcał do fotografowania się z nim. Córeczki zaczęły prosić panią Marzenę: - Mamusiu, zróbmy sobie zdjęcie!
Stanęły obok tygrysa i uśmiechnęły się do obiektywu. I wtedy pani Marzena poczuła przeszywający ból w prawej łydce.
- Moja noga była w paszczy tej bestii. Byłam w szoku - opowiada.
Natychmiast polała się krew, a ofiara kąśliwego drapieżnika trafiła na pogotowie i policję.
Wszędzie widzi kły
- Nikt nie chciał uwierzyć, że ugryzł mnie tygrys - mówi. - Dostałam serię antybiotyków. Noga ciągle mnie boli - dodaje.
Na widok psów i kotów ogarnia ją przerażenie. Wszędzie widzi kły zwierząt. Doszło do tego, że całą rodziną jeżdżą na terapię.
Stanisław Z., właściciel cyrku, zapewnia, że koszty leczenia pani Marzeny na pewno pokryje ubezpieczyciel cyrku. Jeśli kwota nie zadowoli pani Marzeny, spór rozstrzygnie sąd.
- Ale przecież nic się nie stało! Mnie ten tygrysek też parę razy chapnął - pan Z. mówi z rozbrajającą szczerością.
Tygrys, który pogryzł panią Marzenę, jest pod obserwacją weterynarza.