Do wypadku doszło tydzień temu. Jak opisywaliśmy to w "Super Expressie", rozpędzony ksiądz w pijackim amoku zjechał ze swojego pasa i uderzył wprost w peugeota, którego prowadził Dawid J. Kierowcy obu aut zginęli na miejscu. - Nie ma wątpliwości, że ksiądz był pod znacznym wpływem alkoholu. W przebadanych pośmiertnie próbkach krwi miał 2,02 promila - mówi Mirosław Orłowski, prokurator rejonowy w Chojnicach.
>>> Ksiądz pił bluzgał na policję i zginął
Wczoraj po Dawidzie płakał cały Czacz. Za trumną szła jego zrozpaczona dziewczyna. 22-latek, na co dzień serwisant ciężarówek, tamtego feralnego dnia wracał z pracy na Pomorzu do domu. Jechał ostrożnie. Zawsze tak jeździł. Mimo młodego wieku był rozsądny. - Kochał swoją pracę i miał złote ręce. Wszystko robił z zegarmistrzowską precyzją - mówią przyjaciele Dawida, którzy żegnali go na cmentarzu.
- Żałobnicy doceniają słowa swojego proboszcza, który nie bał się nazwać rzeczy po imieniu. - Dawida zabił pijany ksiądz - powiedział w czasie mszy świętej. Odczytał też list od biskupów Kurii Diecezji Pelplińskiej, którzy przeprosili za śmierć przyniesioną przez księdza Wiesława M. - To Dawidowi już życia nie wróci, ale może ukoi choć trochę ból jego bliskich - mówili do siebie żałobnicy...