W maju 1994 r. w Kokoszkach wypełniony po brzegi pasażerami autobus PKS uderzył w drzewo. Zginęły 32 osoby, ponad 40 było rannych. Pół roku później doszło do ogromnego pożaru w hali widowiskowej Gdańskiej Stoczni, gdzie śmierć poniosło siedem osób, a kilkaset zostało poparzonych i rannych. Trzeci dramat miał miejsce w Poniedziałek Wielkanocny 1995 r. Wybuch gazu w wieżowcu przy al. Wojska Polskiego zabił 22 osoby.
Masakra w Kokoszkach
W sobotę 2 maja 1994 r. była piękna słoneczna pogoda. Po południu autobus PKS jechał trasą z miejscowości Zawory przez Kartuzy do Gdańska. Już z Kartuz wyruszył przepełniony, jechało nim 75 osób, a powinno 51. Na tej trasie kierowcy często zabierali więcej pasażerów.
Do wypadku doszło na prostym odcinku drogi nr 7, ok. 500 m od przystanku PKS Gdańsk Kokoszki. Prędkość dozwolona w tym miejsc wynosiła 50 km/h.
Było ok. godz. 19. Zaraz za zakrętem kierowca pekaesu wyprzedzał ciężarówkę. Kiedy już zjeżdżał na swój pas, nagle pod wpływem ciśnienia pękła prawa przednia opona. Zjechał na pobocze i z ogromną siłą wpadł na przydrożne drzewo. Pień wbił się w autobus na głębokość czterech metrów. Świadkowie mówili, że pojazd w jednej chwili stał się kompletnym wrakiem. Na szczęście nie wybuchł pożar.
Na ratunek rzucili się przejeżdżający kierowcy oraz sami pasażerowie, próbując dostać się do poszkodowanych, rozcinając lub rozrywając wrak autobusu.
Karetki pogotowia przyjechały dopiero po 20 minutach. Wszyscy pasażerowie wymagali pomocy. Lekarz, który przyjechał w pierwszej karetce, relacjonował, że na miejscu tragedii nie wiedział, od kogo zacząć.
Ludzie leżeli na drodze, na polu, pod drzewami, w środku były zmiażdżone ciała.
Widok był przerażający. Rannych przez godzinę przewożono do szpitali, na miejscu wypadku służby układały na trawie ciała zmarłych.
Rozmiary katastrofy były ogromne, na miejscu zginęło 25 osób, przed przybyciem do szpitali zmarły dwie osoby, kolejne trzy podczas nadchodzącej nocy. Po tygodniu bilans wzrósł do 32 zabitych. Nikt z wypadku nie wyszedł bez obrażeń. Wiele osób zostało ciężko rannych.
Kto zawinił?
Kierowca autobusu, który cudem uniknął śmierci, miał dobrą opinię w pracy, dobrze znał trasę, wiele razy nią jeździł. W chwili tragedii był trzeźwy. Zdaniem prokuratury jechał z prędkością ok. 60 km/h. Kierowca twierdził, że jechał wolniej. Autobus był z 1983 r., pół roku przed katastrofą przeszedł remont. Okazało się, że podczas wypadku miał niesprawne hamulce.
Za spowodowanie katastrofy sąd skazał kierowcę na dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery lata. Sąd uznał, że winę ponoszą też szef stacji obsługi technicznej oraz wicedyrektor gdańskiego PKS, którzy pozwolili, by niesprawny autobus wyjechał w trasę.
W listopadzie 1994 r. w hali widowiskowej Stoczni Gdańskiej, podczas koncertu, który miał być radosnym świętem muzyki, wybuchł pożar. Zginęło 7 osób, a 320 zostało rannych.
Polecany artykuł:
Tragiczna Wielkanoc
W Poniedziałek Wielkanocny 17 kwietnia 1995 r. wybuch gazu zmiótł niższe kondygnacje w wieżowcu przy al. Wojska Polskiego 39. Była godz. 5.50 nad ranem.
Eksplozja w piwnicy była tak silna, że 10-piętrowy budynek uniósł się na moment w górę, opadł i zmiażdżył pod swoim ciężarem parter, pierwsze i drugie piętro.
W bloku zameldowane były 173 osoby. Nikt nie wiedział jednak, ile znalazło się pod gruzami – ze względu na świąteczny okres część mieszkańców wyjechała.
Chwilę po wybuchu na miejsce przyjechały ekipy ratunkowe. Rozmiary tragedii były tak ogromne, że do Gdańska sprowadzono specjalistyczne ekipy ratownicze z Bydgoszczy i Warszawy. Aby ułatwić odkopywanie, następnego dnia wysadzono resztę budynku. Wprawdzie konstrukcja wybudowanego w latach 70. domu nie uległa całkowitemu zniszczeniu, ale została mocno osłabiona. Po eksplozji gazu wieżowiec jeszcze stał, ale osiadł odchylony od pionu o ok. 120 cm. Akcja ratownicza była bardzo trudna. Trwała ponad 86 godz. Ewakuowano 49 mieszkańców, śmierć pod gruzami poniosły 22 osoby, 12 zostało rannych.
Kim był sprawca?
Hipotez było wiele, ale w wyniku śledztwa prowadzonego przez gdańską prokuraturę ustalono, że rozszczelnienia instalacji gazowej spowodował jeden z mieszkańców bloku. Prawdopodobnie jego celem było zniszczenie mieszkania i wyłudzenie z tego tytułu ubezpieczenia. Zginął w wyniku wybuchu gazu, do którego doprowadził.